Facebook

Podsumowanie roku 2017

Obudziłem się w Madryckim apartamencie. Było południe. Obok mnie leżała pogrążona w głębokim śnie Magda. W głowie miałem urywki naszego powrotu z imprezy. Nie pamiętałem, o której ją skończyliśmy. Chcąc podrapać się po twarzy, poczułem ból... nosa. Nie wiedziałem czemu, ale bolał mnie, jakbym w coś nim przywalił. Najgorzej, że nic takiego też sobie nie przypominałem. Pomyślałem wtedy, że tak rozpoczęty 2017 rok, będzie dobrym rokiem.

Bieszczady - marzec 2017
Nadchodzi koniec 2017 roku. Gdy to czytacie, pływam właśnie po Bałtyku z grupą przyjaciół. Z ludźmi, których znam od kilku lat, jak i z tymi, których poznałem dopiero w tym roku. Jest to kolejny dowód na to, że 2017 był dla mnie całkiem niezły. Post ten będzie jego krótkim podsumowaniem.

Jak już wiecie ze wstępu, Sylwestra spędzaliśmy w Madrycie. Polecieliśmy tam 31 grudnia 2016 roku prosto wręcz na imprezę na ulicach stolicy Hiszpanii. W kraju tym spędziliśmy tydzień i podczas tego wypadu wyjątkowo wszystko nam się udawało. Trafiliśmy na fajną imprezę, spotkaliśmy śmiesznych imprezowiczów, obudziliśmy się na kacu. Po jednodniowej rekonwalescencji udaliśmy się w góry - Picos de Europa, gdzie wędrowaliśmy po pięknych szlakach. Jeździliśmy autostopem, zwiedziliśmy Gijón, Oviedo i nawet Toledo. Praktycznie zobaczyliśmy wszystko, co sobie wstępnie zaplanowaliśmy. Dodatkowo autostop świetnie działał i był kompletnym zaprzeczeniem naszego wcześniejszego doświadczenia w stopowaniu po tym kraju.




Filmową relację można zobaczyć powyżej, ale polecam też poczytać relację z trekkingów w Picos de Europa, którą znajdziecie po tym linkiem. 

Zaledwie tydzień po powrocie z Hiszpanii siedziałem już w samolocie lecącym do Newcastle. Moim celem było maleńkie Redditch, gdzie miałem odwiedzić kumpla ze studiów i jednocześnie trochę popracować przez 6 tygodni. Szybko udało się znaleźć pracę (głównie dzięki pomocy Damiana) i poznałem kolejne ciekawe osoby. Mój pobyt na wyspach zakończyłem wycieczką do Liverpoolu, skąd miałem lot powrotny. Jednym z moich marzeń było zobaczenie tego miasta i pospacerowanie po Anfield Road. Udało się to również zrealizować.

Albert Docks, Liverpool
Na początku marca udało się też wyskoczyć w Bieszczady. Aż głupio się przyznać, ale nie byłem tam nigdy wcześniej. Tam też trochę połaziliśmy po górach, spędziliśmy naprawdę świetnie czas. W sam raz, by nałapać pozytywnej energii przed zbliżającym się ciężkim sezonem w Grecji. 

Zakopany w śniegu...
fot. Magda
W połowie marca zaczęły się pierwsze szkolenia w Poznaniu, a 10 kwietnia już wylatywałem do Grecji. Zaczęło się wszystko od szkolenia na wyspie Eubea (Evia). Jednak z racji bardzo intensywnego programu szkoleniowego, nie było nawet czasu na poznanie tego miejsca. Tegoroczne Święta Wielkanocne spędzałem już na Krecie, gdzie przygotowywaliśmy się do sezonu. Miałem okazję zobaczyć, jak wygląda tradycyjny obiad świąteczny z pieczonym baranem i bandą rozwrzeszczanych dzieciaków dookoła na czele. 

Cały sezon na Krecie był bardzo dobrym okresem. Chociaż pracy było dużo jak zawsze, to też był czas na wiele przyjemności. Wiele pozytywnych momentów zapamiętałem z tego okresu i co najważniejsze, znacznie więcej niż negatywnych. Dwukrotnie zdobyłem najwyższą górę Krety, oglądaliśmy spadające perseidy z palącym się obok ogniskiem, wzięliśmy udział w świetnej imprezie, organizowanej wewnątrz jednego z wąwozów, miałem okazję pokazać wyspę mojej przyjaciółce, która odwiedziła mnie na okres dwóch tygodni. Ostatni miesiąc pobytu okazał się najcięższym ze wszystkich pod względem ilości pracy, ale ostatecznie udało się przetrwać i z końcem października leciałem... na Kos. Tam organizowaliśmy imprezę dla agentów sprzedających ofertę naszego biura w Polsce. Kolejni poznani ludzie, kolejne imprezy, ale też przede wszystkim nowy zakątek Grecji, który miałem okazję zobaczyć. 


Wróciłem na początku listopada po to, by po niecałym tygodniu znowu wsiąść do samolotu. Tym razem lecącego do Lizbony. Pospacerowałem po tym ukochanym przeze mnie mieście, odwiedziłem ponownie Sintrę i poleciałem na Maderę - wyspę, którą chciałem zobaczyć od mojego pierwszego pobytu w Portugalii w 2010 roku. Planem był odpoczynek po sezonie. Czas tam spędzałem na wielogodzinnych trekkingach po górach i lewadach, spacerach po funchal, odkrywaniu zakątków tej przepięknej wyspy, ale przede wszystkim na relaksie. Idealne wakacje. Miałem ochotę iść w góry - szedłem. Nie chciało mi się wstawać o świcie - spałem do południa. Pełen odpoczynek, dzięki czemu po powrocie z końcem listopada stwierdziłem, że już mógłbym lecieć na rezydenturę na kolejną destynację. 



Nie minęła chwila, a pojawił się grudzień i trzeba było jechać do Warszawy na Grecką Panoramę, czyli na greckie targi odbywające się co roku na Stadionie Narodowym. Weekend pełen pracy, ale też i zabawy, przez co wróciłem po nim niezwykle zmęczony. 

Tydzień później siedziałem w samolocie, lecącym do Liverpoolu, by spełnić kolejne, ogromne marzenie. Zobaczyć mecz mojej ukochanej drużyny i to z lokalnym rywalem - Evertonem. Atmosfera na stadionie niesamowita. Ciarki na całym ciele podczas śpiewania hymnu - You'll never walk alone. Wynik (1-1) co prawda mógłby być lepszy, ale wieloletnia miłość do LFC sprawiła, że przyzwyczaiłem się do tak frajersko traconych punktów. Plusem natomiast było to, że siedzieliśmy tu obok miejsca, gdzie Salah zakręcił obrońcami i pięknym strzałem pokonał bramkarza, po czym odwrócił się w naszą stronę z rękami uniesionymi w geście radości. Chyba jedna z najpiękniejszych chwil w tym roku. Po przerwie natomiast widziałem również z bliska, jak Rooney pokonywał naszego bramkarza z rzutu karnego, ale to szybko pewnie zniknie z mej pamięci...

Jedna z przymiarek podań do przodu Hendersona... skończyło się na zagraniu do boku...
fot. Bartek
Dwa dni po powrocie z Anglii siedziałem już w samolocie lecącym do Maroka, by spędzić tam tydzień. Spontanicznie zakupione bilety w niezłej cenie, gdy byłem jeszcze na Kosie, sprawiły, że miałem okazję spełnić kolejne marzenia z mojej listy. Odsłuchanie w Marrakechu kawałka ATB o tym samym tytule. A następnie noc spędzona na pustyni, pod rozgwieżdżonym niebem. Coś niesamowitego! Jeszcze 21 grudnia łapaliśmy ostatnie promienie słoneczne na plaży w Agadirze, by dzień później jechać już do swoich domów na Święta Bożego Narodzenia. 

Wielbłądzia karawana na Saharze
Koniec roku spędzam z grupą przyjaciół na statku w ramach wyjazdu z biurem Travel&More. Odwiedzamy kilka europejskich stolic, imprezujemy i dobrze wchodzimy w Nowy Rok. Już wiem, że jeśli szukacie ciekawych, zorganizowanych wyjazdów, to z czystym sercem mogę ich Wam polecić. 

Najlepsze momenty tego roku:

- Ponad 40 km trekkingu przez Góry Asturii w ciągu jednego dnia,
- Potężne orłosępy latające tuż obok nas na Mirador de Ordiales,
- Pierwszy Stadium Tour na Anfield Road i spotkanie z oryginalnym Pucharem Ligi Mistrzów,
- Impreza przy szantach w bieszczadzkiej karczmie (tak wiem, szanty w Bieszczadach :D ),
- Majowe wejście na Psiloritis,
- Noc perseidów pod Psiloritisem i pieczone ziemniaki prosto z ogniska na śniadanie,
- Przejście Samarii, kiedy temperatura w Wąwozie sięgała 48 stopni,
- Przejście szlaku z Pico do Arieiro na Pico Ruvio na Maderze,
- Hymn Liverpoolu odśpiewany na stadionie,
- Bramka Salaha,
- Noc na Saharze.

Jak widać pod względem odbytych podróży, rok ten był niezwykle udany. Pracowałem w nowym kraju, poznałem nowe wyspy. Odhaczyłem kolejne punkty z mojej czeklisty. Niezadowolony jestem jedynie ze swojej aktywności na blogu. I o ile do połowy roku było jeszcze w miarę ok, to od czerwca już była kicha totalna i zastój. Ale czasem trudno siąść do kompa i pracować nad blogiem, kiedy nie myśli się o niczym innym jak o łóżku i by się do niego położyć. Zadowolony jestem natomiast z filmów, jakie udało się zmontowac w tym roku. Zwłaszcza z tego o Maderze. W jego realizacji pomogła mi nowa zabawka, jaką sobie po sezonie sprawiłem, czyli dron. Liczę, że uda się jeszcze polatać nim w jakichś fajnych miejscach :) 

Na koniec chciałbym jeszcze napisać o moim odkryciu tego roku. Odkryciu muzycznym. Tuż przed sezonem poznałem zespół, a właściwie duet Bass Astra x Igo, który mnie po prostu zachwycił. Zwłaszcza ich cover Alice In Chains - Would katowałem w swoim aucie cały czas. Napawał mnie niezwykle pozytywną energią przed spotkaniami z turystami. Poniżej wrzucam Wam linki do ciekawszych kawałków, ale myślę, że już o nich słyszeliście, bo przez ten rok zrobili ogromną furorę w sieci. Dodatkowo w grudniu wyszedł ich drugi album, który też bardzo polecam :)

Katowany non stop kawałek w tym roku!

Genialny koncert!

Z orkiestrą też świetnie grają :)

Chciałbym Wam wszystkim życzyć, aby 2018 rok był niezwykle dla Was udany. Chciałbym, żebyście realizowali marzenia, kochali się i spędzali czas na tym wszystkim, co uwielbiacie robić. Napisałbym Wam o swoich planach na przyszły rok albo chociaż na najbliższy miesiąc, ale mam tyle pomysłów, że nie chcę zapeszać. W każdym razie trzymajcie się i bawcie się świetnie na imprezie sylwestrowej ;)

P.S. Zapomniałem napisać, dlaczego mnie ten nos bolał i jak sobie przypomniałem, co się z nim stało. Otóż cały dzień pierwszego stycznia spędziliśmy w łóżku i dopiero wyszliśmy coś zjeść około godziny 20. Pospacerowaliśmy po stolicy Hiszpanii wieczorową porą, ale nie za długo, gdyż z samego rana mieliśmy pociąg na północ kraju, w kierunku Asturii. Po powrocie do apartamentu poszedłem wziąć prysznic. I pod tym prysznicem wszystko sobie przypomniałem... Jak wróciliśmy z imprezy sylwestrowej, to postanowiłem się umyć. Rozebrałem się, wlazłem do kabiny, odkręciłem kurek i zaczęła lecieć woda. Zapomniałem jednak wyciągnąć z kosmetyczki żel pod prysznic, więc zakręciłem kurek i w tym momencie słuchawka prysznica spadła z uchwytu prosto na mój ryj. Jak sobie o tym przypomniałem? Bo pierwszego stycznia wieczorem zrobiłem dokładnie to samo i przy zakręcaniu kurka słuchawka zareagowała jak noc wcześniej... ponownie obiłem nos i był on lekko obity przez cały pobyt w Hiszpanii. Pobolewał mnie, ale na szczęście nie spuchł i nie był złamany :) 



Podsumowanie roku 2017 Podsumowanie roku 2017 Reviewed by RepLife on 10:00 Rating: 5

1 komentarz:

  1. Życzę, by rok 2018 obfitował w same fantastyczne momenty, które z radością będzie można wspominać po latach!

    OdpowiedzUsuń

Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.