15 kwietnia 1989 roku tysiące fanów drużyny Liverpool FC opuściło
swoje domy, by udać się do oddalonego niespełna 80 mil Sheffield na półfinałowe
spotkanie Pucharu Anglii. Na stadionie Hillsborough ich
ukochana ekipa mierzyła się z Nottingham Forrest. To miała być zwykła,
piłkarska sobota, ale nikt nie spodziewał się, że 96 osób nigdy już nie wróci z
tego spotkania do swych domów...
Moja miłość
do Liverpoolu trwa dłużej niż do jakiejkolwiek kobiety (nie licząc oczywiście
mamy) i jest przeplatana wieloma trudnymi momentami. Sam nie wiem, kiedy się
tak naprawdę zaczęła. Myślę, że gdzieś w okolicach sezonu 2001/2002, kiedy to w
jego szeregi sprowadzony został Jerzy Dudek z Feyenoordu
Rotterdam. Wtedy po prostu lubiłem tę drużynę, a jako młody chłopak nie było
możliwości, żebym nie interesował się piłką nożną. Oglądanie ligi angielskiej w
telewizji w tamtych czasach nie było dla nas tak proste, jak jest to teraz. Nie
miałem kanałów sportowych i najczęściej podziwiałem gole z zagranicznych lig w
wiadomościach sportowych na jedynce po głównym wydaniu wiadomości. Doskonale
pamiętam „szmatę” polskiego bramkarza, jaką puścił w prestiżowym
spotkaniu z Manchesterem United, które przez media zawsze było
nazywane Derbami Anglii. Dudek przepuścił piłkę między nogami, a do pustej
siatki trafił nikt inny, jak nielubiany przeze mnie Urugwajczyk Diego Forlan.
Parę miesięcy później został jednak wybrany graczem meczu w finale
Pucharu Ligi, gdzie The Reds pokonali Czerwone Diabły.
Miłość w pełni rozkwitła tak naprawdę dwa lata po tych wydarzeniach, kiedy
to na stadionie w Stambule Liverpool FC musiał walczyć z AC Milan w
finale Ligi Mistrzów. Ogromne wydarzenie. Dudek jako trzeci Polak w historii
tych rozgrywek mógł podnieść puchar do góry. Wystarczyło pokonać drużynę z Włoch.
Pamiętam ten wieczór jak dzisiaj. Oglądaliśmy to spotkanie u Bartka w domu wraz
z jego ojcem i Łukaszem. Moi kumple poszli do sklepu po piwa (rocznikowo z
Bartkiem mieliśmy 18 lat i oficjalne pozwolenie na napicie się tego napoju do
meczu) i jakieś zagrychy, ale przez to, że ekspedientka strasznie się grzebała,
to Liverpool już przegrywał 1-0 po bramce Maldiniego, gdy wrócili do domu. Do
przerwy Liverpoolczycy stracili w sumie 3 bramki i nic nie zapowiadało, by coś
się miało odmienić, przez co byliśmy w nietęgich humorach. Wszyscy z
Liverpoolem sympatyzowaliśmy, pomimo że za dzieciaka biegaliśmy z Bartkiem w
koszulkach innych zespołów. On miał koszulkę Barcelony z Ronaldo na plecach, a
ja... Milanu z Baggio. Czemu Milan i ten piłkarz? Nie wiem... Nie pytajcie...
Tak czy siak, byliśmy zawiedzeni postawą Liverpoolu i nie chcieliśmy oglądać
drugiej połowy. Nie wierzyliśmy, że odrobią takie straty, gdyż Włosi mieli
bardzo doświadczony skład ze świetnymi piłkarzami. A jednak piłkarze
The Reds zrobili coś niesamowitego i w 17 minut odrobili trzybramkową stratę z pierwszej połowy po golach Gerrarda, Smicera i Xabiego
Alonso. W dogrywce Dudek popisał się fenomenalną paradą, która na stałe
przeszła do historii piłki nożnej. Dzięki temu uchronił swój zespół przed
porażką i doczekaliśmy się rzutów karnych. Ten moment meczu to już popis
naszego rodaka, który swoim tańcem w bramce deprymował rywali. Najpierw
sprawił, że Serginho wykopał piłkę wysoko w trybuny, a następnie obronił rzuty
karne, wykonywane przez Pirlo i Shevchenkę. Dzięki temu Liverpool wygrał po raz piąty Ligę
Mistrzów, a ja na stałe pokochałem tę drużynę za jej walkę do samego końca.
Łapcie skrót z tego meczu z genialnym angielskim komentarzem w celu przeżycia tego, co my przeżywaliśmy tego wieczoru.
Od tego meczu w moim sercu był już tylko Liverpool. Nie było miejsca dla
innego zespołu. W miarę jak ta miłość rosła, tak wzrastała chęć poznania
historii drużyny, stadionu, gdzie rozgrywa swoje mecze i samego miasta. Co roku
pojawiały się plany, by pojechać do Liverpoolu, już nawet nie na mecz, a do
samego miasta. Zobaczyć je, odwiedzić stadion, poczuć chociaż na chwilę jego
atmosferę. Chciałem dorwać bilety na spotkania w tym sezonie z Tottenhamem lub
Arsenalem, ale te najtańsze wyprzedały się migiem, a na najdroższe szkoda mi
było wydawać tyle pieniędzy. Nie zostało mi nic innego jak zaplanowanie
powrotu z Anglii do Polski przez właśnie miasto położone nad rzeką
Mersey.
W 125-letniej historii klubu było kilka wydarzeń, które na stałe zmieniło
jego fanów. Bez wątpienia jednym z tych wydarzeń miało miejsce w 1989 roku, a
dokładnie 15 kwietnia. Tego dnia na skutek zaniedbań oraz złego zachowania
policji i fatalnej organizacji widowiska śmierć poniosło 96 kibiców Liverpoolu.
Najmłodszy z nich miał zaledwie... 10 lat.
Stadion Sheffield Wednesday, na którym rozgrywane było spotkanie
półfinałowe Pucharu Anglii pomiędzy The Reds, a Nottingham Forrest nie był
przystosowany na tego typu rozgrywek. Nie posiadał od 10 lat ważnego
certyfikatu bezpieczeństwa, a na dodatek na mniejszej trybunie Leppings Lane
umieszczono kibiców Liverpoolu, których było znacznie więcej niż przeciwnej
drużyny. Władze Angielskiej Federacji Piłkarskiej nie zgadzały się na prośbę
klubu z Mersey, by udostępniono jego kibicom całą trybunę. Wielu z nich z
powodu utrudnień na drodze dotarło na mecz tuż przed jego rozpoczęciem, przez
co chcieli się dostać do środka jak najszybciej. Tłum napierał, policja sobie z
nim nie radziła. Zdecydowano się otworzyć dodatkowe bramy, by ich wpuścić, a to
spowodowało, że masa ludzi znalazła się tuż przy barierce, oddzielającej fanów
drużyn od murawy boiska. Stojący najbliżej niej zaczęli się dusić i w celu
ratowania się, przeskakiwali przez nią, by znaleźć się po drugiej stronie.
Należy pamiętać, iż wtedy stadiony wyglądały inaczej, niż jest to teraz. Nie
było numerowanych siedzeń i tylko miejsc siedzących. Na stadionach się stało i
przez to mogły pomieścić znacznie więcej ludzi niż teraz, a bezpieczeństwo było
znacznie mniejsze z tego powodu. Podobnie było na Hillsborough. Masa
napierających ludzi sprawiła, że jedna z barier runęła na murawę. Ludzie byli
przyduszani i zadeptywani. Policja zakazywała przechodzenia przez pozostałe
bariery i nakazywała udanie się z powrotem do sektora. Mecz przerwano już w 6 minucie
i piłkarze obu drużyn udali się do szatni.
Kilka dni po tej tragedii brytyjski, najpopularniejszy tabloid „The
Sun” opublikował okładkę z napisem „Taka jest prawda” i oskarżył
kibiców Liverpoolu m.in. o okradanie ofiar katastrofy i oddawanie moczu na
policjantów, pilnujących porządku. Za artykuł gazeta przeprosiła dopiero w 2004
roku, prostując, że popełnili najobrzydliwszą pomyłkę w historii, ale wcale to
nie rozwiązało sprawy i wciąż postrzegana jest jako symbol kłamstwa i
oszczerstw kierowanych w stronę kibiców Liverpoolu.
W oficjalnym dochodzeniu podkreślane były błędy policji i fatalna
organizacja spotkania, skrytykowano wybór stadionu oraz trybuny, ale nie
obwiniono jednak bezpośrednio władz angielskiego związku piłki nożnej. Całe to
wydarzenie zostało uznane za nieszczęśliwy wypadek, a winą obarczono kibiców
The Reds. Rodziny ofiar toczyły bój w sądzie przez 27 lat, domagając się
ustalenia prawidłowej przyczyny śmierci 96 kibiców Liverpoolu. W zeszłym roku
sąd zdecydował, iż nieumyślnie dokonano zabójstwa na Hillsborough i to
otworzyło drzwi do kolejnych procesów osób odpowiedzialnych za katastrofę, jak
chociażby szefa policji na stadionie. „Justice for 96” to
kampania społeczna, wspierająca rodziny ofiar tragedii, którzy walczyli o
prawdę w tej sprawie. Angażowali się w nią nie tylko sympatycy Liverpoolu, ale
i wielu innych klubów angielskich, europejskich, ale także i postacie totalnie
niezwiązane z piłką nożną.
Pamięć o ofiarach tej tragedii jest podtrzymywana przez każdego sympatyka
the Reds i nie tylko. Od tego dnia drużyna ta nie rozgrywa swoich meczów 15
kwietnia. Nawet w 2009 przełożono z tej przyczyny mecz Ligi Mistrzów. Czci się
pamięć tych wszystkich, którzy zginęli na Hillsborough. Ich nazwiska wypisane
są zarówno w muzeum na Anfield, jak i na pomniku przy stadionie. Na tej stronie możecie przeczytać
nawet dokładnie kim była każda z tych osób. Wśród ofiar był 10-letni chłopczyk.
Jon-Paul Gilhooley, który był kuzynem późniejszej legendy Liverpoolu - Stevena
Gerrarda (ten sam, co zdobył pierwszą bramkę dla Liverpoolu w finale Ligi
Mistrzów w Stambule). Steven miał wtedy 9 lat. Często, gdy później zdobywał
bramkę dla swojej drużyny, patrzył w niebo, dedykując ją swojemu kuzynowi.
![]() |
Hillsborough Memorial Źródło: http://www.abc.net.au/news/2014-04-01/hillsborough-memorial-2013/5358040 |
Tragedia na Hillsborough
Reviewed by RepLife
on
10:00
Rating:
Brak komentarzy:
Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)