Młody
chłopak otrzymał zaproszenie z FIFA na wolontariat w trakcie Mistrzostw Świata
w Piłce Nożnej, organizowanych w Brazylii w 2014 roku. Spełnia się jedno z jego
największych marzeń i wyrusza w podróż życia. Początkowo miał spędzić w Ameryce
Południowej dwa miesiące, jednak co chwilę przedłuża swój pobyt i ostatecznie
za oceanem pozostaje przez 16 miesięcy. Oprócz Brazylii odwiedza także Boliwię,
Peru, Ekwador, Kolumbię oraz Wenezuelę. Nie
każdy Brazylijczyk tańczy sambę to opowieść o jego przygodach w trzech
pierwszych krajach.
Tony’ego
poznałem dzięki grupie autostopowej na Facebooku. Co prawda nie osobiście, ale
jego postać. Wrzucił tam bowiem link do swojego kanału na YouTube, gdzie
znajdowały się filmy z jego podróży. Napisał, że zaczyna swoją podróż dookoła
świata i by zacząć śledzić jego kanał, gdyż na pewno będzie tam się dużo
działo. Pomyślałem, że to kolejny chłopak, zainspirowany Fazowskim, Paterem i
innymi tego typu podróżnikami, którzy na tym serwisie robią ogromną furorę.
Strasznie dużo ostatnimi czasy tego typu kanałów się tworzy. Najgorzej, że
praktycznie niczym te filmy od siebie się nie różnią. Z takim nastawieniem
podszedłem też do Tony’ego, jednak w nim było coś innego. Od samego początku
skupił moją uwagę na sobie dzięki niesamowicie pozytywnemu podejściu do świata
i podróży, ale także dzięki swojemu lekkiemu wariactwu. Mówił, że ma w planach
objechać świat autostopem, odkrywać nowe miejsca, poznawać ludzi (czyli w sumie
standard), ale jednocześnie opowiadał, że chce zapalić zioło ze Snoop Dogiem. W
czasie przeglądania kilku nagrań z jego kanału dowiedziałem się, że nie jest to
jego pierwsza tego typu podróż. Że już wcześniej był w Ameryce Południowej.
Odwiedził tam kilka krajów, a nawet prowadził bloga i napisał książkę, którą
zatytułował w taki sposób, że po prostu musiałem ją dopisać do pozycji, które
będę chciał przeczytać. Byłem zdumiony, gdyż myślałem, że znam większość
polskich wariatów podróżniczych, a tymczasem jego kompletnie nie znałem.
Automatycznie zasubskrybowałem jego kanał i oczekiwałem kolejnych filmów.
Tony
Kososki, to jedynie pseudonim. Naprawdę nazywa się Przemysław Śleziak, jednak
prawdziwe imię i nazwisko są wręcz nie do wymówienia dla obcokrajowców. Dlatego
zdecydował się na używanie pseudonimu, gdy był jeszcze na Erasmusie w Portugalii.
Tak, to był kolejny powód, dlaczego poczułem sympatię do tego chłopaka. Ponad
rok studiował w kraju, gdzie i ja miałem okazję studiować. Nie było to w
tym samym czasie, a może rok lub dwa lata po mnie i całkiem niedaleko, bo w
Covilhi.
Nie każdy Brazylijczyk
tańczy sambę to
opowieść o wydarzeniach poerasmusowych, kiedy to Tony wyjeżdża do Brazylii, by
uczestniczyć w największym piłkarskim święcie. Historia o poznawaniu nowych
miejsc, ludzi, ale przede wszystkim samego siebie. Autor w bardzo ciekawy i
lekki sposób opisuje swoje spostrzeżenia na temat tego kraju. Czyta się to
wszystko bardzo przyjemnie. Co więcej, gdy czytałem o jego przygodach, to
miałem wrażenie, że opowiada mi on swoim głosem i akcentem, gdyż trzeba
przyznać, że jest on dość charakterystyczny.
Jak
to bywa z tego typu podróżami, jego również przeciągnęła się w czasie. Na
początku miał on przebywać w Brazylii tylko podczas mundialu. Później
przedłużył pobyt, by poznać bardziej ten kraj. Następnie stwierdził, że jak już
jest na tym kontynencie, to zobaczy jeszcze Machu Picchu. I tak dokładał coraz
to więcej planów i miejsc, które mógłby zwiedzić, że podróż ostatecznie przedłużyła
się do 16 miesięcy. W kolejnych krajach przeżywa coraz to nowe przygody, poznaje
kolejnych ludzi i cieczy się coraz bardziej swoją drogą. Dzięki jego dokładnym
opisom możemy przenieść się do największej solniczki na Ziemi, kopalni
diamentów w Boliwii, przemierzać Andy czy też płynąć Amazonką do tajemniczego
miasta, położonego w dżungli, gdzie życie rządzi się własnymi prawami.
Fascynująca i inspirująca podróż, w której autor powoli odkrywa, jak niewiele
potrzebuje do życia oraz jak można osiągnąć zamierzone cele, jeśli jest się
wystarczająco upartym i pomysłowym.
![]() |
Selfie Tony'ego z lamą na Machu Picchu źródło: https://vailacara.wordpress.com/ |
Pomimo
że książka jest dość gruba, to można ją bardzo szybko pochłonąć. Dzięki temu
czekam też na kolejną część, którą Tony pisze. Przynajmniej stara się pisać,
będąc w drodze. Nie jest to dla niego nic nowego, gdyż przebywając w Peru, udało
mu się napisać pracę inżynierską, nie posiadając laptopa. Dodatkowo oddał ją
jako jeden z pierwszych na swoim roku. Da się? Da!
Jeśli
ktoś nie ma dostępu do książki (dorwałem ją dzięki temu, że Magda dostała tę
pozycję na urodziny od swojego współlokatora), a chciałby poznać twórczość Tony’ego,
to albo może go pooglądać na youtubowym kanale, albo wejść na jego blog –Vailacara. Co prawda nie pisze już na nim od wiosny 2016 roku, ale wpisy z jego
podróży są jak najbardziej wciąż obecne.
Podsumowując,
książka Nie każdy Brazylijczyk tańczy
sambę, to pozycja jak najbardziej godna polecenia. Dzięki niej
przeniesiecie za ocean, by przeżywać wraz z autorem ciekawe przygody. Mnie
wspaniale umilała czas, gdy przemierzałem w zeszłym miesiącu nasz kraj
pociągiem. Dodatkowo dzięki niej dodałem kilka rzeczy do swojej listy, których
muszę spróbować, zobaczyć i poznać.
Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę - recenzja
Reviewed by RepLife
on
16:10
Rating:

Brak komentarzy:
Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)