Facebook

Wycieczka do Czarnobyla

Większość rezydentów i pilotów po ciężkim sezonie turystycznym, spędzonym w pracy z klientami biur podróży, ucieka w dalekie rejony świata, by móc w końcu odpocząć. Część z nich wybiera miejsca, które słyną z cudownej pogody oraz pustych plaż, gdzie w ciszy można spokojnie podziwiać otaczające piękno. Inni jadą w rejony górskie, gdzie mogą wędrować po pustych szlakach i spędzać czas na łonie przyrody. Jeszcze inni jadą do strefy wyłączonej po wielkiej awarii reaktora jądrowego, jaka miała miejsce ponad 30 lat temu. W tej ostatniej grupie znalazłem się ja i na pierwszy posezonowy wyjazd wybrałem się w okolice Czarnobyla, by nałapać trochę pozytywnej energii przed kolejnymi wyjazdami...

Wjazd do Czarnobyla

Jak zorganizować wyjazd do Czarnobyla?

Jest tak naprawdę kilka na to sposobów. Można znaleźć w Internecie organizatorów tego typu wyjazdów, gdzie pojedziecie w większej lub mniejszej grupie bezpośrednio z Polski. W cenie możecie mieć wszystko zagwarantowane, łącznie z przejazdami, noclegami, opieką przewodników itp. Na ogół jednak cenowo wychodzi to drożej. Ja chciałem ten wyjazd zrobić jak najbardziej po kosztach, bo czeka mnie w grudniu drogi wyjazd do Ameryki Południowej i tam na pewno wydatki będą dużo większe.

Możliwości na zorganizowanie tego taniej też jest naprawdę wiele. Zacznijmy od lotów. Najlepiej polecieć jest do Kijowa i praktycznie z każdego miasta w Polsce lata RyanAir "za grosze". Nam udało się znaleźć bilety z Poznania w dwie strony za 128 zł od osoby i to wcale nie była najtańsza opcja. Oczywiście trzeba pamiętać też, że od 1 listopada zmieniła się polityka bagażowa w tych liniach i można zabrać na pokład tylko mały bagaż podręczny, a jeśli chce się też mieć ten większy podręczny, to trzeba wykupić pierwszeństwo wejścia na pokład. To też nie są za duże koszta, więc wykupiliśmy, zwłaszcza że wziąłem drona (znowu niepotrzebnie)...
Wujek Lenin wiecznie żywy
Noclegi w Kijowie są również dość tanie. My znaleźliśmy hostel przy samym Placu Niepodległości, za który zapłaciliśmy 284zł za pokój dwuosobowy na 4 doby. Cena całkiem niezła, ale polecałbym go raczej osobom bardzo niewymagającym :) Malutkie pokoje, nie za czysto zarówno w nich, jak i w łazienkach. Jednak jego ogromnym plusem jest lokalizacja, bo wszędzie było blisko. Nazwa hostelu, to City Center Hostel i znajdziecie go na bookingu.

Widok z hostelowego balkonu na Maidan
No dobra, ale Kijów oddalony jest od rejonu Czarnobyla o jakieś 150 km, więc co dalej? W stolicy Ukrainy można znaleźć lokalne biura, które oferują wycieczki do wyłączonej strefy. Można też znaleźć przewodników w Internecie, którzy zabiorą Was tam na indywidualne zwiedzanie. To byłaby najlepsza dla mnie opcja (nawet z noclegiem w strefie), jednak niestety musieliśmy wybrać troszkę tańszą wersję zwiedzania. Wycieczkę do Czarnobyla zakupiliśmy wcześniej przez Internet dzięki portalowi GetYourGuide.com. Całodzienna wycieczka do strefy ze spacerem po Prypeci, zobaczeniem sarkofagu czy Oka Moskwy to koszt mniejszy niż 320 zł. Są też wersje krótsze, bez niektórych punktów programu, ale i dłuższe z dokładniejszym eksplorowaniem chociażby samego Prypecia. Taka jednak wersja była dla nas najbardziej optymalna. 

Relacja z wycieczki

Na miejscu zbiórki pojawiliśmy się o 7:30, czyli nawet 10 minut przed czasem, a była tu już dość spora grupka uczestników wycieczki. Podstawione byłe dwa busiki i jeden mężczyzna rozdawał identyfikatory na podstawie paszportów i listy uczestników. Można było dodatkowo kupić ubezpieczenie za 200 UAH od osoby (wzięliśmy), lunch za 150UAH od osoby (wzięliśmy) i wypożyczyć dozymetr do mierzenia promieniowania za 200UAH (wzięliśmy jeden). Do godziny 8 byliśmy już praktycznie wszyscy gotowi do drogi, ale okazało się, że brakuje jeszcze dwóch Duńczyków. Planowo mieliśmy wyjeżdżać o 8:10, ale poczekaliśmy na nich jeszcze 10 minut i ostatecznie pojawili się wyluzowani z kubkami kawy w ręku. W międzyczasie przedstawiciel biura poinformował nas krótko o programie wycieczki. Powiedział, że naszym przewodnikiem będzie Viktorija, co mnie bardzo ucieszyło, bo zwróciłem na nią uwagę już wcześniej przed busem, jak rozmawiała z kierowcą. Przekazał nam również instrukcje używania dozymetru oraz powiedział, że lunch zjemy wspólnie z pracownikami elektrowni w ich kantynie, co nas bardzo zaskoczyło. Oprócz nas była jeszcze czwórka innych Polaków, z czego jeden urodził się w tym samym dniu co ja, ale 6 lat później.

Dozymetr w akcji na jednym z postojów...
Gdy ruszyliśmy w drogę, to okazało się, że nasza przewodniczka ma na imię Natalija, a nie Viktorija. Tuż po wyjeździe z Kijowa podjechalismy na stację benzynową, by móc skorzystać z "normalnej" toalety oraz zakupić przekąski na wycieczkę, jeśli ktoś tego nie zrobił wcześniej. Po wyjeździe ze stacji benzynowej puszczono nam film "Bitwa o Czarnobyl", który dostępny jest na Youtubie i który widziałem już kilka razy. Jak ktoś chce zobaczyć go też, to film poniżej. 


Po około 2 godzinach od wyjechania ze stolicy Ukrainy znaleźliśmy się na wjeździe do trzydziestokilometrowej wyłączonej strefy. Przeszliśmy kontrolę paszportową, wsiedliśmy do busa i nasza pilotka rozpoczęła opowieść o katastrofie i o tym, co nas dzisiaj spotka. Przejechaliśmy przez zamieszkałe obrzeża miasta Czarnobyl, a następnie skierowaliśmy się w stronę Prypeci, gdzie na dłużej opuściliśmy naszego busa, by rozpocząć spacer po opuszczonym mieście. 

Prypeć

Miasto założone zostało 4 lutego 1970 roku dla pracowników oddalonej o cztery kilometry elektrowni jądrowej. Zaledwie 16 lat później musiało zostać całkowicie ewakuowane z powodu awarii i wybuchu czwartego reaktora, co skutkowało wyrzuceniem w powietrze potężnej ilości niebezpiecznych pierwiastków. Zamieszkiwane było wtedy przez ponad czterdzieści tysięcy mieszkańców, którzy musieli zostawić wszystko, wsiąść do autobusów i udać się w inne rejony kraju. Ewakuacja została przeprowadzona dość sprawnie, niestety zdecydowanie za późno, bo prawie dwa dni po katastrofie, przez co ludność Prypeci przyjęła ogromną dawkę niebezpiecznego promieniowania...

Wjazd do Prypeci
Zwiedzanie miasta-widmo rozpoczęliśmy od Kawiarni Prypeć. Jedno z ulubionych miejsc tutejszych mieszkańców właśnie ze względu na swoje położenie przy rzece i piękny widok. Był to pierwszy z opuszczonych budynków, do których mogliśmy wejść.

Kawiarnia Prypeć

Wnętrze kawiarni

Widok na rzekę Prypeć

Stare automaty na napoje
Następnie skierowaliśmy się do kina "Prometeusz".

Kino "Prometeusz"

Mozaika w jednym z kinowych okien



Jedna z sal kinowych
Przechodząc obok hotelu "Polesie", gdzie po wybuchu mieszkali naukowcy, którzy debatowali, co zrobić dalej z elektrownią i jak zapobiegać dalszym emisjom niebezpiecznych związków chemicznych do atmosfery, skierowaliśmy się do jednej z najbardziej rozpoznawalnych miejsc w mieście, czyli wesołego miasteczka.

Hotel "Polesie"



Murale na budynkach pojawiły się kilka lat po ewakuacji miasta

Elektryczne samochodziki jeździły tylko raz, na próbę...

Co ciekawe obecnie promieniowania w mieście praktycznie nie ma. Nie znajduje się ono w powietrzu, a ponad 30 cm pod ziemią. Więc tak naprawdę spacer po mieście jest bezpieczny i stopień promieniowania, jaki się tu przyjmuje, jest niższy niż chociażby w Kijowie czy... Warszawie. Jednak są tak zwane hotspoty. Jeśli przyłożymy do nich licznik Geigera, to wykazuje on zwiększone promieniowanie. I takim właśnie hotspotem jest jedna z kabin diabelskiego młyna. Przyłożenie do niej dozymetru sprawiło, że zaczął on przeraźliwie piszczeć i cyferki na liczniku wystrzeliły w górę jak szalone. 

Wesołe miasteczko miało zostać otwarte 1 maja 1986 roku...

Diabelski Młyn też był tylko raz uruchomiony na próbę...
Dzieciaki z Prypeci nigdy nie miały okazji się nim nacieszyć


Kolejnym punktem spaceru był miejski basen oraz sala gimnastyczna.

Trybuna stadionu piłkarskiego w Prypeci

Sala gimnastyczna

Basen

Jedno z wnętrz w budynku sali gimnastycznej

Elaktrownia

Wyjechaliśmy z Prypeci, by skierować się do oddalonej zaledwie 4 kilometry elektrowni jądrowej. Jej pierwszy reaktor (a docelowo miało być ich 6) został oddany do użytku 26 września 1977 roku. Do momentu katastrofy działały 4 reaktory. Piąty i szósty były w budowie, jednak jej nie dokończono. Po wypadku stopniowo zaczęto wyłączać poszczególne reaktory z eksploatacji. Ostatni został zamknięty 15 grudnia 2000 roku. Reaktor numer 4 w listopadzie 2016 roku został przykryty nowym sarkofagiem, którego budowa kosztowała prawie 400 mln euro, dzięki czemu zapobiega on dalszemu promieniowaniu oraz jest wyposażony w zdalnie sterowane urządzenia do demontażu pozostałości po reaktorze.

Pomnik upamiętniający katastrofę i nowy sarkofag w tle

Nowy sarkofag, a właściwie osłona o nazwie Arka, to jedna z największych ruchomych budowli na świecie. Wysoka na ponad 100 metrów, o długości 250 metrów i szerokości 150 metrów, ma masę ponad 29 tysięcy ton. 

Niedokończone reaktory numer 5 i 6

Po krótkim pobycie pod elektrownią pojechaliśmy do kantyny pracowniczej na lunch. Tam była pierwsza kontrola czy nie jesteśmy napromieniowani. Przed wejściem do stołówki stały bramki. W odpowiednich miejscach trzeba postawić stopy i położyć ręce. Po chwili zapalała się lampka, która oznaczała, że jesteś czysty i umożliwiała Ci przejście dalej. Tego samego dnia spotkamy jeszcze dwie takie bramki, gdy będziemy już opuszczać najpierw dziesięciokilometrową strefę, a później trzydziestokilometrową. 

Po lunchu, który przypominał mi jedzenie podawane w przedszkolu, pojechaliśmy do kolejnej atrakcji, jaką jest właśnie opuszczone przedszkole. Przyznam się, że to miejsce robiło największe wrażenie i wydawać się mogło, że nagle znaleźliśmy się na planie zdjęciowym jakiegoś hiszpańskiego horroru. Opuszczone sale sypialne czy bawialnie sprawiały, że gęsia skórka pojawiała się na rękach. Przeżyć tutaj nocleg, to byłoby nie lada wyzwanie.

Wejście do opuszczonego przedszkola

Nie wiem czy bym zasnął w tym pokoju teraz



W tym chyba też nie dałbym zasnąć. Zwłaszcza, jakby ta lalka na mnie patrzyła :) 




Oko Moskwy

W latach siedemdziesiątych dwudziestego wieku na tym terenie powstała nie tylko elektrownia jądrowa, ale również olbrzymi, pracujący na zakresie krótkich fal radar pozahoryzontalny o nazwie DUGA, który miał za zadanie chronić ZSRR przed pociskami balistycznymi. Wystrzelane miały one być głównie z USA i uzbrojone w głowice nuklearne. Był to cud techniki i niezwykle strzeżona tajemnica państwowa, pomimo że była ona ogromnych rozmiarów. Stalowa konstrukcja o długości ponad 600 metrów i wysokości sięgającej 150 metrów jest widoczna z Prypeci. Jednak mieszkańcom miasta wmawiano, iż jest to nadajnik telewizyjny...

Oko Moskwy
Obiekt ten okazał się jednak dość bezużyteczny, gdyż nie potrafił wykryć pojedynczo wystrzelonej rakiety, tylko większą ilość pocisków. Przestał działać po katastrofie w elektrowni, gdyż został zbyt mocno napromieniowany, więc postanowiono go wyłączyć w 1988 roku. 

Oko Moskwy
Obecnie cała konstrukcja dostępna jest do zwiedzania, jednak wspinanie się na nią jest niedozwolone. Oczywiście przez ostatnie lata wielu śmiałków łamało ten zakaz. W tym roku miał nawet miejsce wypadek. Jedna osoba spadła z dużej wysokości i zginęła na miejscu. Pracownicy tego terenu postanowili od tej pory pousuwać drabiny znajdujące się na najniższym poziomie, by uniemożliwić wchodzenie na tę instalację. Nasza przewodniczka wspomniała mi, że miała okazję wejść na tę konstrukcję (podobnie zresztą, jak czynią to inni oprowadzający po tym terenie), ale doszła "tylko" do połowy wysokości i dla niej w zupełności to wystarczyło. 

DUGA
Planowano zniszczyć całą konstrukcję i wysadzić ją w powietrze. Wysadzenie jednak takiej instalacji o masie prawie czternastu tysięcy ton mogłoby spowodować trzęsienie ziemi, które mogłoby znowu zagrozić tutejszemu terenowi. Władze Ukrainy postanowiły postarać się o to, by obiekt ten trafił na listę światowego dziedzictwa UNESCO, co sprawiłoby, że region ten stałby się jeszcze bardziej atrakcyjny turystycznie. 

Oko Moskwy, bo tak często nazywany jest ten radar, to miejsce, które chciałem odwiedzić od bardzo dawna. Jest ono niewątpliwie bardzo tajemnicze i może być świetną bazą do różnego rodzaju teorii spiskowych. Niektórzy twierdzili, że fale wysyłane przez radar spowodowały wybuch w elektrowni, co jest oczywiście totalną bzdurą. Ale czy na pewno?

Podsumowanie

Do Kijowa wróciliśmy koło godziny 18. Po drodze przeszliśmy dwie kontrole przy wyjeździe z poszczególnych stref, które sprawdzały, czy nie jesteśmy napromieniowani. 


W ciągu tego dnia przyjęliśmy dawkę promieniowania, jaką na ogół człowiek przyjmuje podczas jednorazowego badania rentgenem. Więc takie wycieczki są jak najbardziej bezpieczne. Oczywiście są miejsca, do których nie powinno się wchodzić, bo promieniowanie jest zbyt wysokie. Jak chociażby podziemia szpitalu w Prypeci, gdzie składowane są ubrania ludzi biorących udział w akcji ratunkowej. Tam promieniowanie jest wciąż bardzo wysokie, jednak teren ten może być ponownie zamieszkały. Samo miasto Czarnobyl zresztą jest. Pracownicy elektrowni, naukowcy sprawdzający funkcjonowanie sarkofagu czy nawet niektórzy przewodnicy mieszkają w tym mieście. Co prawda mieszkają tu przez 5, 10 lub 15 dni, a potem muszą wyjechać na parę tygodni, ale jednak życie tu kwitnie. Są sklepy, do których dowożone są produkty z innych rejonów Ukrainy, jest siłownia dla tutejszych mieszkańców, więc władze starają się zapewnić pewną namiastkę życia. Poza tym prócz Prypeci i Czarnobyla było także ponad 160 wiosek ewakuowanych, które znajdowały się w obrębie 30 km od elektrowni i wielu z ich dawnych mieszkańców dostało pozwolenie od Państwa, by do nich wrócić, gdyż nie chcą oni żyć nigdzie indziej.

Wszystkie nazwy ewakuowanych miejscowości
Cała wycieczka jak najbardziej była udana i godna polecenia. Przewodniczka nie dość, że piękna, to jeszcze miała dużą wiedzę na temat całej tej historii oraz zwiedzanych miejsc. Mówiła pięknie po angielsku, ale jako człowiek na co dzień zajmujący się też wycieczkami, musiałbym się doczepić jedynie braku informacji praktycznych odnośnie tego wyjazdu. W sensie brakowało takich informacji jak długo będziemy jechać, jak będzie wyglądał program wycieczki i najważniejsze - nie było pożegnania. Dojechaliśmy na parking w Kijowie, otworzyły się drzwi busa, wszyscy wyszli i dopiero wtedy powiedziała wszystkim "Good Bye", a to dla mnie już jest niewybaczalne. Więc nie było do końca tak serwisowe, jakbym tego wymagał od swoich pilotów wycieczek. 

Następnym razem jednak zorganizowałbym bardziej indywidualne zwiedzanie, gdzie mógłbym spędzić więcej czasu w Prypeci, powchodzić do innych zabudowań. Bo tam jest co eksplorować i stworzyć odpowiedni dokument filmowy z tego. Podczas tej wycieczki nie było na to za bardzo czasu niestety, więc trzeba będzie kiedyś tu jeszcze wrócić.
Wycieczka do Czarnobyla Wycieczka do Czarnobyla Reviewed by RepLife on 13:30 Rating: 5

6 komentarzy:

  1. Aliena Tours www.alienatours.pl - świetne biuro ekstremalnych podróży. Byłem z nimi w Czarnobylu. Niezapomniany wyjazd!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak sprawdzałam ofertę Wytwórni Wypraw, to też tam jest czarnobyl wycieczka , bardzo ciekawie rozplanowana. W kilka dni można naprawdę wiele zobaczyć. Z nimi wyjazdy są zawsze bardzo dobrze przygotowane.

    OdpowiedzUsuń
  3. W sumie nigdy na takiej wycieczce nie byłam i zastanawia mnie to czy bym się nie wybrała do strefy wykluczonej. W przypadku takiej wypraw na pewno byłoby potrzebne dodatkowe ubezpieczenie. Jestem przekonana, że poprzez kalkulator https://kioskpolis.pl/kalkulator-turystyczny/ nie byłoby problemu ze znalezieniem odpowiedniej polisy ubezpieczeniowej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sporo ciekawostek o chwilówkach oraz na temat tego jakie mity krążą po świecie na temat tych produktów finansowych dowiecie się z tego artykułu https://lowcachwilowek.pl/darmowe-chwilowki/. Wydaje mi się, że jeśli zamierzacie wziąć jakąś tego typu pożyczkę, to warto jest się z tymi informacjami zapoznać

    OdpowiedzUsuń
  5. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.