Facebook

Podsumowanie roku 2015

Zbliża się koniec roku, to i czas na jego podsumowanie. Mimo, że nie jestem fanem tego typu działań na blogach, to wydaje mi się, że 2015 był na tyle udany, że należy mu się osobny post. Zawsze w okolicach przełomu grudnia i stycznia robię podsumowanie muzyczne w postaci yearmixu najlepszych kawałków klubowych (najczęściej trancowych), jakie wyszły w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy, ale teraz napiszę o podróżach i bardziej o moim życiu. Co nie znaczy, że nie pojawi się "end of year mix by mcak" w przeciągu paru dni ;)

Choinka w Mexico City

Wywód może być trochę nudny i jeśli chcecie przeczytać tylko życzenia, to zjedźcie od razu na dół :D

Styczeń

Styczeń upłynął mi pod znakiem pracy, podobnie jak kolejne dwa miesiące. Ale udało mi się zaliczyć jeden wyjazd. W związku z niespodziewanymi wolnymi dniami, jakie otrzymałem od przełożonej w postaci nagłego wykorzystania dni urlopowych z poprzedniego roku (a których teoretycznie w styczniu nie mogliśmy wykorzystać, bo miało być tyyyle pracy...) musiałem gdzieś wyjechać z Wrocławia. Jako, że nie było czasu na planowanie, to wybrałem się spontanicznie do Malsch odwiedzić przyjaciół. O tym mieście pisałem tutaj

Ponadto udało się wyskoczyć również w góry, które znajdują się niedaleko Wrocławia. Zaliczyłem pierwsze wejście na Śnieżnik. Mało tego, po raz pierwszy po górach chodziłem... zimą. Nigdy wcześniej tego nie robiłem. Wypad jak najbardziej udany, mimo że parę razy wylądowałem na tyłku. "Na rozgrzewkę" wrzucę zdjęcie zrobione przez Magdę moim aparatem ;)

Ławka na Śnieżniku

Luty-Marzec

Oba miesiące, to była tylko i wyłącznie praca. Nie jeździłem nigdzie, poza Warszawą i Poznaniem, gdzie miałem rozmowy oraz szkolenia z przyszłymi pracodawcami. Czas na ogół spędzałem w hotelu, z którego ostatecznie odszedłem z końcem marca. Podsumowanie przygody z hotelami można znaleźć pod tym linkiem. Tak więc niezwykle nudne miesiące, ale zaraz po nich nadszedł kwiecień, a tu już było znacznie ciekawiej.

Kwiecień

Święta Wielkiej Nocy spędziliśmy wraz z Magdą na Malcie, zapoczątkowując "Rok M". Czyli rok wspólnego odwiedzania krajów, zaczynających się na literę M. Spędziliśmy na tej przepięknej wyspie tydzień. Połaziliśmy po klifach, pogubiliśmy się na nich, "powygrzewaliśmy" w słońcu. Odpoczęliśmy i zachwyciliśmy się tym maleńkim krajem. Gdyby nie to, że musieliśmy wracać, to zostałbym na wyspie i tam szukał pracy. 

Praca jednak na mnie czekała w Polsce. No może nie w Polsce, ale w Grecji. Tydzień po powrocie z Malty miałem już siedzieć w samolocie lecącym na Korfu, gdyż tam czekała na mnie praca rezydenta dla jednego z polskich biur podróży. Pamiętam, jak na sylwestra, gdy bawiliśmy się na domówce i przyszedł czas składania sobie życzeń noworocznych, to Bartek życzył mi rezydentury na Maderze. No to by było spełnienie wszystkich marzeń, na które jeszcze muszę poczekać. Ostatecznie wylądowałem na innej wyspie, ale nie była nią zarówno Madera, jak i nie było Korfu. 

Azure Window, Gozo, Malta

Po powrocie z Malty dowiedziałem się, że jednak z końcem miesiąca lecę na Kretę i tam będę rezydował. Tak więc w Polsce mogłem spędzić dwa tygodnie. Niby fajnie, bo miałem więcej czasu dla rodziny i przyjaciół, ale ostatecznie strasznie ciężko przez to mi się wyjeżdżało z kraju. Jakbym był w biegu załatwiania wszystkiego w ciągu jednego tygodnia, to wyglądałoby to zupełnie inaczej, a wyjeżdżałem z lekkim dołem psychicznym. Niby się cieszyłem, że realizuję marzenia, bo praca rezydenta marzyła mi się, odkąd poszedłem na turystykę, a potem jak już zrobiłem papiery pilota wycieczek, to podświadomie do tego dążyłem. Ale jak przyszło co do czego, to czułem smutek, że muszę zostawić Wrocław. Pocieszała mnie tylko myśl i słowa pewnej głupkowatej piosenki, wymyślonej na Malcie: "Ale w listopadzie...", którą miałem w uszach jadąc Polskim Busem do Warszawy, a potem wsiadając do samolotu, lecącego do Chania.

Maj - Październik

Te miesiące upłynęły również pod znakiem pracy, ale pracy na Krecie, więc były bardzo przyjemne. Pierwsze dwa tygodnie, to głównie szkolenie i poznawanie wyspy (chociaż jest ona na tyle duża, że pół roku nie starczyło na jej całkowite poznanie). Był jednodniowy wypad na Santorini również. Po dwóch tygodniach zaczęła się praca na poważnie, sezon powoli się rozkręcał, a ja nabierałem wprawy w działaniach i rozwiązywaniu służbowych sytuacji. Wolne chwilę spędzałem na eksploracji wyspy i poznawaniu nowych ludzi. 

Santorini
fot. Bartek
W połowie czerwca zacząłem jednak przygotowania do listopadowej podróży do Maroka. Przeczytałem przewodnik, który dostałem od Emilki na urodziny, odnowiłem kontakty ze swoimi znajomymi z tego państwa, których poznałem na FSie dobrych kilka lat temu, no i oczywiście pochłaniałem dalej blogi i wpisy o tym pięknym kraju. Pomimo naprawdę świetnych chwil oraz czasu spędzonego na Krecie, nie mogłem doczekać się listopada, gdyż miało się ziścić jedno z moich podróżniczych marzeń. Odwiedzenia Maroka, które przyciąga mnie od czasu, gdy 5 lat temu zobaczyłem góry tego pięknego kraju ze Skały Gibraltarskiej. Jednocześnie jest to miejsce, do którego już dwukrotnie planowałem podróż i dwa razy się już nie udało. Ostateczne w sierpniu dowiedziałem się, że jednak nie posłucham kawałka ATB - Marrakech w jednym z największych miast Maroka. Czyli po raz kolejny wyszło, że u mnie przedwczesne chwalenie się podróżami, a tym bardziej zanim kupię bilet, mija się z celem, bo zawsze nie wypala. Od tej pory nigdy więcej!

Podcięło mi to trochę skrzydła i całe szczęście, że miałem multum pracy, bo mogłem się na niej skupić. Anulacja Maroka spowodowała, że jeszcze bardziej zacząłem się zakochiwać w Krecie oraz kompletnie nie miałem ochoty wracać do Polski. Informowałem przełożonych, że mogę tu zostać tak długo, jak tylko będą chcieli. Jeśli kazaliby mi zostać do początku przyszłego sezonu, zostałbym. Przynajmniej wtedy tak myślałem, ale we wrześniu nabyliśmy bilety do Meksyku na początek grudnia, więc nie wchodziło to potem w grę.

U wybrzeży Platanias
Ostatecznie jednak musiałem wrócić do Polski i osiemnastego października wieczorem siedziałem w samolocie lecącym z Heraklionu do Warszawy. Różnica 20 stopni pomiędzy obiema destynacjami sprawiła, że chciałem uciekać z kraju jak najszybciej. Najbliższa okazja ku temu miała jednak nadejść w listopadzie.

Listopad

Nie był on jednak udany ze względu na podróże. Po moim kolejnym niewypale z Marokiem szukałem czegoś w zamian, ale nie mogłem się zdecydować. Jak jeszcze byłem na Krecie, to z pomocą przyszła informacja od Łukasza, że przyjeżdża do Polski na tydzień więc wybór był prosty. Miałem z nim wracać do Niemiec. Tam trochę pojeździć po okolicy, odwiedzić chociażby Strasburg, Stuttgart czy porobić dobre zdjęcia w Karlsruhe, ponieważ wpis o tym mieście mam już też w głowie, ale niestety dobrych zdjęć brak. Jednak i to się nie udało... Z powodu awarii samochodu pobyt mojego kumpla przedłużył się w Polsce o prawie tydzień, a to sprawiło, że nie opłacało mi się już z nim jechać do naszych zachodnich sąsiadów, gdyż w Polsce czekały mnie dwa dość ciekawe wydarzenia, na które miałem już wcześniej zakupione bilety.

Polska - Czechy, Wrocław
Najpierw był to mecz reprezentacji Polski w piłce nożnej z Czechami na Wrocławskim stadionie. A dwa dni potem w Hali Stulecia byliśmy na koncercie muzyki filmowej Hansa Zimmera. Było pięknie. Słuchając motywów z Gladiatora czy Interstellar, odgrywanych przez orkiestrę symfoniczną i chór Politechniki Warszawskiej, siedziałem z ciarkami na plecach.

Ostatecznie Listopad przeminął na bujaniu się pomiędzy moją rodzinną miejscowością, a Wrocławiem... Miałem dzięki temu dużo czasu na poznanie podstaw hiszpańskiego i przeczytaniu paru przewodników o Meksyku. 

Grudzień

Grudzień, to jeden wielki Meksyk. Najpierw ogarnianie się przed wyprawą, a potem sama podróż. 20 dni spędzonych w tym pięknym kraju spowodowały, że całkowicie zakochałem się w krajach latynoamerykańskich i zacząłem planować kolejną swoją podróż do Ameryki Południowej. Poznaliśmy masę świetnych ludzi i zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc. Wchodziliśmy na wulkan, spędziliśmy wieczór z całą meksykańską rodziną w przeddzień Święta Matki Boskiej z Guadelupe, jechaliśmy na rowerach po autostradzie, pływaliśmy rzeką z krokodylami, zwiedzaliśmy ruiny Majów ze skaczącymi małpami nad naszymi głowami, imprezowaliśmy z całym hostelem nowych znajomych, jedliśmy krewetki w wigilię czy wygrzewaliśmy się na karaibskiej plaży. Działo się dużo i będzie o czym pisać w 2016 roku :)

Z Piramidą Księżyca w tle, Teotihuacan, Meksyk
fot. Magda
Czego mnie nauczył ten rok? Przede wszystkim tego, że warto dążyć do celu i spełniać marzenia. Dzięki temu cały czas się rozwijam i czuję, że się realizuję. Jestem szczęśliwy, że robię to, co lubię. Udowodniłem, że po turystyce można pracować w zawodzie i się z tego cieszyć. Dodatkowo wiem też, że muszę bardziej skupiać się na sobie, bo tylko dzięki temu wiem, że dam rady dotrzeć do celu. Tak... trochę egoistyczne, ale od teraz będę bardziej myślał o swoich planach i koncentrował całą uwagę na nich. Ponadto kolejny raz stara prawda wyszła u mnie na jaw, że nie mogę mówić za głośno o planach podróżniczych zanim nie będę miał biletów w łapie. 

Co mnie czeka w nowym roku? No właśnie poza sezonem letnim, nie mam kompletnie innych planów. Możliwe, że zimę spędzę za granicą, pracując. Chciałbym jeszcze połazić po górach, bo za nimi strasznie tęsknie i brakuje mi tego, więc pewnie w jakiejś wolnej chwili wyskoczę gdzieś, gdzie nie udało mi się wyskoczyć w jesienne dni. Wiem, że muszę dalej dążyć do celu, który sobie wyznaczyłem w niedalekiej przyszłości i wierzę, że jeśli nie będę o tym za głośno mówił, to się uda :)

Jeżeli dotarliście (lub przewinęliście) tutaj, to chciałbym Wam życzyć, żebyście w 2016 roku również się realizowali i stawiali zawsze na swoim. Żebyście odnaleźli szczęście, którego być może szukacie, dążyli do realizowania swoich planów. Życie jest za krótkie by się martwić, przejmować, smucić. Cieszcie się nim i róbcie to, co kochacie, a wtedy będziecie szczęśliwi. Nie czekajcie, aż Wasze marzenia się spełnią. Realizujcie je!
Podsumowanie roku 2015 Podsumowanie roku 2015 Reviewed by RepLife on 17:14 Rating: 5

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawie prowadzony blog ,fajnie się czyta ,tekst pisany z humorem a do tego dobre zdjecia,super

    OdpowiedzUsuń

Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.