Facebook

Jak przełamałem swój lęk

Stałem na krawędzi platformy. Ręce miałem rozłożone na boki, nie trzymałem się poręczy. Patrzyłem przed siebie, gdzie dostrzegałem wysokie skały wąwozu, zakręcającego lekko, przez co nie mogłem dojrzeć morza. Napatrzyłem się w dół wcześniej i widziałem co jest pode mną. Przepaść... na prawie 150 metrów. Usłyszałem pytanie: Are you ready? Odpowiedziałem twierdząco, nie odwracając głowy. Przelatywało mi przez nią milion myśli. Masz czas jeszcze się wycofać. Wystarczy się odwrócić. Przecież nikt nie każe ci tego robić. Zaczęło się odliczanie. Nogi miałem jak z kamienia. FIVE! Kurde, po co ja tu robię? FOUR! Wycofaj się Michał! Wycofaj! THREE! Matko, jak tu jest pięknie! TWO! Teraz się nie wycofam! ONE! Trzeba się ładnie wybić! JUUUMP! Próbowałem wyskoczyć, ale zrobiłem tylko mały krok i poleciałem w dół...



Próbowałem krzyczeć, ale serce podskoczyło mi do gardła i nie mogłem wydobyć z siebie dźwięku poza jakimś jękiem. Machnąłem tylko rękoma, a nogi próbowały na próżno wyswobodzić się z lin. Obraz przed moimi oczami zmienił się z przepięknej panoramy na wąwóz w piaszczystą ścieżkę, znajdującą się na jego dnie, która coraz szybciej zbliżała się do mnie. Nagle poczułem, jak lina napręża się i ciągnie mnie do góry. Czyli jednak wytrzymała! Poczułem, że się unoszę i to było piękne uczucie. Macie je często we śnie, kiedy wydaje Wam się, że latacie. Wtedy uświadamiacie sobie, że nie umiecie latać i zaczynacie spadać, po czym budzicie się zlani potem. Dokładnie takie same uczucie miałem w tym momencie, bo wiedziałem, że przecież lina nie wciągnie mnie od razu do góry, tylko znowu polecę w dół. I rzeczywiście tak się stało. Poczułem kolejne szarpnięcie, spadł mi kapelusz i znowu dno wąwozu zbliżało się do mnie z dużą prędkością. Ale teraz już wiedziałem, że nic z tym nie zrobię, więc się rozluźniłem. Wiedziałem co mnie czeka...


Przygotowania na platformie do skoku, 
fot. Sonia

fot. Sonia

fot. Sonia

fot. Sonia
Po chwili usłyszałem gwizdek, więc chwyciłem za linę, którą miałem przewiązaną między nogami, szarpnąłem ją i momentalnie obróciło mnie głową do góry. Miałem teraz kilkanaście sekund, aż pojawi się kolejna linka do zaczepienia oraz wciągnięcia mnie na górę. Czułem się niesamowicie. Dopiero teraz mogłem wydać z siebie jakiś dźwięk więc wrzasnąłem z radości. Dyndałem sobie na ponad 130 metrowej linie pomiędzy wysokimi ścianami jednego z najpiękniejszych wąwozów Krety. Wydawało się, że mam je na wyciągnięcie ręki. Mogłem dokładnie się im przyjrzeć, szkoda tylko, że okulary zostawiłem w samochodzie. Za chwilę nad moją głową pojawiła się linka, którą miałem przypiąć do klamry na swojej klatce piersiowej. Za pierwszym machnięciem mi się to nie udało, ale za drugim poszło i krzyknąłem OK!

Długa droga w dół, fot. Sonia
Auto ruszyło i zaczęło się wciąganie mnie na górę. Mogłem jeszcze chwilę podziwiać skały otaczające mnie z perspektywy, jakiej na ogół ludzie mniej zdecydowani nie podziwiają. Po wciągnięciu na górę zaczęło się rozpinanie wszystkich lin. Nogi miałem dalej jak z waty, ale pewnie przez to, że cała krew uciekła mi do głowy. Gdy stanąłem na drewnianych belkach mostu i odpięli mnie już z wszystkich zabezpieczeń, to czułem się bardzo lekki. Jak po godzinnej jeździe na łyżwach, gdy ściągniesz je ze stóp. Takie śmieszne uczucie.

Dyndam sobie, fot. Sonia

Natomiast czułem się też niesamowicie szczęśliwy. Adrenalina uderzyła mocno i naprawdę był to jedyny moment w czasie tego sezonu, kiedy poczułem się szczęśliwy. Odhaczyłem kolejną rzecz ze swojej listy, chociaż pojawiła się ona całkiem niedawno, bo w zeszłym roku. 

Ten znak swoje przeszedł...
Bungee nie był nigdy moim marzeniem. Co innego skok ze spadochronem. Ale w zeszłym roku usłyszałem, że można na Krecie oddać drugi najdłuższy skok z liną z mostu przewieszonego nad Wąwozem Aradena (138 metrów). Potem zobaczyłem film koleżanki, która oddała taki skok na koniec sezonu i stwierdziłem, że też muszę to zrobić. Był to jeden z celów na ten rok, jeden z nielicznych, który udało się zrealizować. 

fot. Liguid Bungy
Na Aradenie byłem dwa razy w ciągu tego lata. Raz, na początku robiliśmy objazd po wyspie z koleżankami, które mnie odwiedziły i udaliśmy się właśnie między innymi na ten most. Pogoda wtedy nie dopisywała za bardzo. Trochę padało, było sporo chmur, ale to nadało jeszcze klimatowi temu miejscu, gdyż most był spowity mgłą. Co jakiś czas mgła znikała i można było zobaczyć, jak bardzo wysoko zawieszona jest jego konstrukcja.
Most we mgle

Wąwóz Aradena we mgle
Historia tego miejsca jest dość ciekawa. Most wybudowano w 1986 roku, by połączyć opuszczoną wioskę Aradena z pozostałymi regionami Sfakii. Ufundowany został przez jednego z jej byłych mieszkańców, który wyjechał do Stanów Zjednoczonych i gdy dorobił się większej fortuny, postanowił okolicznym mieszkańcom go zafundować. Wcześniej, żeby pokonać wąwóz, trzeba było zejść na dno i wejść po drugiej stronie. Do tego celu została zrobiona specjalna, kamienna ścieżka o szerokości maksymalnie 1,5 metra, która ułatwiała pokonywanie szlaku wraz z mułami i osłami. Powstała jeszcze ona w czasach przed okupacją turecką i nosi nazwę Kalderimi. Obecnie jest używana przez tych, co chcą zejść na dno wąwozu i udać się dalej szlakiem w stronę Morza Libijskiego i pięknej plaży Marmara (odległość około 7,5 km i czas przejścia to maksymalnie 3 godziny). Jest to bardzo często wybierany przez turystów szlak, chociaż nie przechodzi się nim całego wąwozu. Aradena jest niewiele krótsza, od najdłuższej Samarii - która jednocześnie jest najdłuższym suchym wąwozem w Europie. Ale o tym pisałem w tym poście

Most nad Aradeną

Widok z mostu na Aradenę 
Gdy samochód przejeżdża po moście, cały się trzęsie...


Platforma powstała do skoków na bungee

Widać tu kalderimi, które prowadzi na dno wąwozu i potem z powrotem do góry.
Drugi mój wypad w tamten rejon wyspy był już celowy. Chciałem skoczyć z mostu. Dodatkową motywacją było nagranie filmu promującego destynację dla mojego biura podróży. Miałem na tym filmie zachęcić do odwiedzania Krety przez turystów. Pomysł podpowiedziała mi Karolina, która miała ze mną skakać, ostatecznie nie zdecydowała się nawet ze mną tu przyjechać. Na szczęście pojawili się nasi znajomi, którzy pomogli mi w tym działaniu. Najgorsze było jednak to, że musiałem na nich czekać, przez co moja początkowa zawziętość, że skoczę z mostu spadała z minuty na minutę.

Tuż przed skokiem...
fot. Sonia
Gdy dotarłem na miejsce akurat skakały jakieś dziewczyny. Pogoda w tym dniu była naprawdę piękna. Widoczność bardzo dobra, brak chmur, dobry dzień na skok. Czekałem jednak prawie dwie godziny na znajomych, którzy znacznie później wystartowali z Platanias niż ja. Początkowo byłem bardzo zmobilizowany do skoku i najlepiej dla mnie byłoby, gdybym skoczył od razu po przyjeździe. Jednak oni koniecznie chcieli to zobaczyć i sami też nie byli pewni czy nie skoczą po mnie. Gdy stałem na drewnianych deskach mostu, patrząc przez szpary między nimi na dno wąwozu, to moja pewność siebie malała. Ostatecznie pojawiła się para Niemców i dziewczyna specjalnie tu przyjechała, by skoczyć. Chłopak miał jej tylko towarzyszyć. Moi znajomi już wtedy dotarli na miejsce, a ja byłem bardziej skłonny by nie skakać, niż żeby skakać. Tym bardziej, że oni stwierdzili, że nie zrobią tego dzisiaj. Obserwowaliśmy jak Niemka przy pierwszej próbie skoku się zawahała i nie skoczyła po skończonym odliczaniu. Dopiero jak Michalis (chyba tak miał na imię jeden z przedstawicieli LiquidBungy) coś do niej powiedział, to za drugim podejściem jej się udało wykonać krok do przodu z krawędzi platformy.

Z Niemką już po skokach ;)
fot. Sonia
Gdy podeszliśmy do niej, jak ją wciągnęli na górę, Michalis zapytał czy ktoś się decyduje na skok, bo jak nie, to zbierają sprzęt i koniec na dzisiaj. Tak nie mogło być, żebym przyjechał tu na darmo. Więc zgłosiłem się. Wypisaliśmy dokumenty, podpisaliśmy umowę, przebrałem się w firmowy strój i poszliśmy oddać skok. Gdy zaczęli mnie przywiązywać i montować zabezpieczenia zastanawiałem się, co ja do cholery robię. Wiedziałem jednak, że muszę to zrobić. Inaczej miałbym później do siebie żal, że mogłem pokonać swój lęk, a tego nie zrobiłem. Albowiem musicie wiedzieć, że mam cholerny lęk wysokości. Objawia się on głównie gdy stoję na różnego rodzaju konstrukcjach stworzonych przez człowieka - krawędzie budynków, mostów, rusztowania, nawet pojawia mi się to, gdy wchodzę po metalowych schodach, przez które mogę zobaczyć co jest w dole. Chciałem ten lęk przezwyciężyć i to była najlepsza do tego okazja. Dlatego też pewnie bladłem na twarzy z każdą sekundą, gdyż wiedziałem, że za chwilę stanę na platformie, gdzie pode mną jest prawie 150 metrowa przepaść. Tym bardziej to uczucie lęku pogłębiał każdy przejeżdżający po moście samochód, gdyż wtedy most cały się trząsł. 

Podpisuję cyrograf ;)
fot. Sonia
Przygotowania do skoku.
fot. Sonia
Jakie uczucia targały mną na platformie wiecie już z początku tego posta. Powiem Wam tylko, że po oddaniu tego skoku miałem ochotę zrobić ponownie to samo. Dawno nie towarzyszyło mi tak przyjemne uczucie. Radość, że pokonało się swoje lęki była niesamowita. Warto robić takie rzeczy, wtedy naprawdę dopiero poczujecie, że żyjecie. Widząc właśnie tę radość z przełamania strachu, Niemiec zgłosił się również. Zaimponował mi tym, gdyż kompletnie tego nie planował jak jego dziewczyna. Gdy zobaczył ile coś takiego dało nam frajdy, to też się zdecydował. Podejrzewam też, że trochę go nakłoniłem tym, iż postawię mu piwo, jak odda skok :D

Z informacji praktycznych, jeśli byście się chcieli zdecydować na taki skok, to wszelkie informacje znajdziecie na stronie www.bungy.gr lub na ich facebooku. Przyjemność ta kosztuje 100€, gdzie oprócz oczywiście skoku macie ubezpieczenie, certyfikat, film i zdjęcia ze skoku, a także koszulkę. Można zawsze do nich napisać o zarezerwowanie miejsca, gdyż na moście można ich spotkać tylko w weekendy (w sezonie) od 12 do 16. Chyba, że będzie Was większa grupa skoczków, to można umówić się indywidualnie wraz z dojazdem. Naprawdę polecam chłopaków, bo wykonują świetną robotę i można z nimi czuć się naprawdę bezpiecznie :) 


Po skoku z certyfikatem
fot. Sonia
Jeśli kiedyś będziecie w tych rejonach, to śmiało się decydujcie na taki skok. Naprawdę warto, mimo że sporo kosztuje. Natomiast, jeśli zejdziecie na dno Aradeny, to rozejrzyjcie się, czy gdzieś pod mostem nie leży mój słomkowy kapelusz :)

Jeśli jednak chcecie zobaczyć, jak wyglądał ten skok, to obejrzyjcie poniższy odcinek mojego kreteńskiego vloga. Wyszły co prawda tylko 3 odcinki i jest to jedna z tych rzeczy, która w tym sezonie niestety nie wypaliła z powodu braku czasu...


Jak przełamałem swój lęk Jak przełamałem swój lęk Reviewed by RepLife on 10:00 Rating: 5

1 komentarz:

  1. Mając przed sobą takie widoki to chyba jakoś łatwiej ponieść się emocjom :)

    OdpowiedzUsuń

Dzięki bardzo za poświęcenie czasu i energii na dotarcie aż tutaj :) Jeśli chcesz się podzielić swoimi przemyśleniami na temat tego posta lub całego bloga, nie wahaj się :)

Obsługiwane przez usługę Blogger.