Praca rezydenta biura podróży nosi ze sobą wiele korzyści. Pracujesz w ciepłym kraju, odwiedzasz ciekawe miejsca, poznajesz fantastycznych ludzi. Niektórzy uważają, że jest to praca marzeń, ale ma ona jednak sporo wad. Jedną z nich jest fakt, że podczas sezonu nie masz praktycznie możliwości być na ważnych uroczystościach rodzinnych oraz nie będziesz wraz z bliskimi w najważniejszych dla nich momentach życia. Omijają Cię więc urodziny, chrzciny, komunie, wesela czy nawet, jak w moim przypadku, pogrzeby. Jeden z moich najbliższych kumpli w tym roku żenił się, a ja w tym czasie przebywałem na Krecie i niestety nie było możliwości bym na tej uroczystości się pojawił. Jednak niezwykle ucieszył mnie fakt, iż na podróż poślubną nowożeńcy wybrali właśnie największą grecką wyspę, dzięki czemu była dobra okazja się spotkać.
Panna Młoda wpadła na pomysł zorganizowania ślubnej sesji zdjęciowej na wyspie. Niesamowita pamiątka dla Młodej Pary, a dla mnie okazja do pokazania swoich umiejętności organizacyjnych. Po wykonaniu kilku telefonów do różnych fotografów okazało się, że cena jednodniowej sesji zdjęciowej w różnych miejscach na Krecie (wraz z przejazdem do nich) jest horrendalnie duża.
Wpadliśmy jednak na pomysł, że skoro mam całkiem niezły aparat i ponoć niezłe zdjęcia nim robię, to może ja spróbuję zabawić się w ślubnego fotografa. W ciągu 10-dniowego pobytu przyjaciół na mojej destynacji udało się zorganizować jeden dzień wolny od pracy, by móc go przeznaczyć na taką właśnie sesyjkę. Zaplanowaliśmy kilka miejsc, w których młodzi fajnie by wyglądali w swych ślubnych strojach, a że oddalone były one od siebie sporą odległością, trzeba było wyruszyć wcześnie rano, by móc je wszystkie zaliczyć.
|
|
Na początek była Zatoka Szatana - Seitan Limania. Przepiękna, mała plaża, położona pomiędzy wysokimi klifami Półwyspu Akrotiri. Przyjechaliśmy tam dość wcześnie, więc nie było jeszcze dużo ludzi, przez co wydawać by się mogło, że jest to odludne miejsce. Jednak gdy skończyliśmy robić zdjęcia, coraz więcej samochodów wolno zjeżdżało zakręconą trasą na parking. Godzinę później mały skrawek białego piasku zapełnił się w ten niedzielny poranek chcącymi wypocząć w tym cudownym miejscu turystami.
|
|
|
|
Kolejnym punktem tego dnia było Wzgórze Proroka Eliasza, skąd rozpościera się przepiękny widok na miasto Chania. Jest to też miejsce, gdzie stoi malutki kościółek - bardzo często wybierany przez młode pary jako miejsce swych zaślubin. Miałem okazję wielokrotnie obserwować tutaj ową ceremonię. Niezwykle malowniczo położona świątynia w urokliwym piniowym lasku. W tym poście możecie przeczytać również o tym, co się tutaj wydarzyło pod koniec XIX wieku.
|
|
Będąc w tych rejonach nie można zapomnieć o plaży, która rozsławiła Kretę na całym świecie. Stavros, na której kręcono ujęcia do oscarowego filmu Greg Zorba, gdzie w główną rolę wcielił się Anthony Quinn. Na miejscu okazało się, że nie ma możliwości zrobienia zdjęcia z powyższym plakatem, przedstawiającym pamiętny kadr z filmu. Planem było zrobić takie zdjęcie w tanecznej pozie Anthonego. Przed nim zaparkowanych było bowiem masa aut, których nijak nie mógłbym wyciąć z kadru i które skutecznie uniemożliwiały szanse na dobre zdjęcie. Poza tym na plaży prócz leżaków było naprawdę dużo ludzi. Jest ona bowiem coraz bardziej rozpoznawana wśród turystów i we wrześniu wciąż bywa bardzo zatłoczona. Cyknęliśmy kilka pamiątkowych fotek i udaliśmy się w dalszą drogę.
Panna Młoda była już parę lat temu na Krecie i doskonale pamiętała malutki, biały kościółek pośrodku morza, do którego szło się kamiennym traktem. Oczywiście mowa o miasteczku Georgioupolis i kościele Agios Nikolaos. W tym miejscu praktycznie codziennie można oglądać, jak młode pary robią takie sesje ślubne. O tej porze byliśmy jednak jedyni, którzy się na to zdecydowali.
Niezwykle piękne miejsce i bardzo charakterystyczne na wyspie. Trzeba podziwiać panie młode, które decydują się dotrzeć tu w obuwiu na wysokim obcasie, gdyż droga po kamieniach jest bardzo niewygodna i łatwo wykręcić nogę. Emilce to jednak nie przeszkadzało i nawet pozwoliła sobie na wejście na pobliskie skały, które wystawały z wody.
Po zdjęciach zdecydowaliśmy się pójść na obiad. Zasiedliśmy w centrum tej małej, rybackiej wioski i zjedliśmy gyrosy. Następnie udaliśmy się z powrotem na zachód do Chanii, gdzie w weneckim porcie i wąskich uliczkach Topanas kontynuowaliśmy sesję zdjęciową.
Pytacie, po co te ciemne okulary? To był wyjątkowo gorący i słoneczny dzień, który wcale nie pomagał przy tej sesji. Zarówno przez to, że młodzi momentalnie się pocili w swoich strojach, jak i przez to, że często mrużyli oczy. Albo szybko im łzawiły, gdy próbowali patrzeć z szeroko otwartymi powiekami. Zresztą zobaczcie niżej, jak Pan Młody płacze (wcale nie ze wzruszenia) :)
Kolejnym punktem programu była sesyjka przy piramidach z Potamidy. Niezwykle ciekawe miejsce na Krecie Zachodniej, które odkryliśmy w tym roku i momentalnie się zakochaliśmy (przynajmniej ja). Można tu nakręcić kilka ciekawych kadrów, ale też i porobić bardzo fajne zdjęcia. Jeśli chcecie wiedzieć, jak dotrzeć do tego miejsca i troszeczkę więcej uzyskać o nim informacji, to polecam zajrzeć na bloga mojej przyjaciółki Joasi - Kolory Krety.
Kulminacyjnym punktem programu miał być zachód słońca nad Laguną Balos. O tej porze dnia już nie kursują promy na Balos i jedyną opcją dostania się tam jest wynajęcie prywatnej łodzi lub dojechanie 11-kilometrową drogą szutrową. Była to dla mnie idealna okazja do przetestowania samochodu i właśnie tej trasy, gdyż zawsze mimo wszystko ją odradzałem moim turystom. Czy słusznie? Po pokonaniu owej trasy Fiatem Pandą w jedną i drugą stronę wydaje mi się, że tak. Powodów jest kilka, ale o tym za chwilę. Najpierw popodziwiajcie piękne zdjęcia z laguny.
Do zachodu słońca było jeszcze trochę czasu, więc zdecydowaliśmy się na zejście do samej laguny, by porobić kilka (kilkadziesiąt, kilkaset... no dużo) zdjęć.
Nie mogło zabraknąć selfie czy kilku fotek na leżakach, na których chwilę trzeba było odpocząć przed wspinaczką do góry. Z tarasu widokowego nad laguną mieliśmy bowiem zrobić zdjęcia ze wspaniałym zachodem słońca, ale najpierw trzeba było do niego dotrzeć tą samą drogą, którą teraz pokonaliśmy. Różnica polegała jednak na tym, że teraz trzeba będzie iść pod górę, ale czego się nie robi dla pięknych zdjęć...
|
|
|
|
|
|
To jest jeden z powodów, dla których nie warto tu przyjeżdżać samochodem. Droga z parkingu do laguny jest spokojna, ale powrotna, to już dla niektórych może być problem. We wspinaniu nie pomaga upał (zwłaszcza w sezonie), często wiatr i przede wszystkim zmęczenie spowodowane całodziennym... leżeniem na plaży. Tak, bo całodniowy pobyt na Balos może być bardzo męczący. Trzeba ze sobą targać jedzenie, picie, ręczniki, co niektórzy muszą jeszcze wnosić swoje dzieci... W ciągu dnia zażywasz kąpieli zarówno morskich, jak i słonecznych, więc potem już nie masz siły by dotrzeć do auta, który trzeba jeszcze prowadzić. A jedzie się godzinę w jedną stronę, z prędkością max 30 km/h po szutrowej drodze, na której ciężko się minąć. Jak dla mnie bez sensu się tak męczyć. Zdecydowanie lepszą opcją są rejsy z Kissamos, gdzie po drodze odwiedza się jeszcze bezludną wyspę Imeri Gramvousa. Na jej szczycie znajduje się wenecka twierdza, z której rozpościera się przepiękny widok na Półwysep Gramvousa i niedaleką Lagunę Balos. Jedno z najpiękniejszych miejsc na Krecie, którego nie zobaczysz, gdy będziesz prowadzić samochód.
Gdziekolwiek się tego dnia nie pokazywaliśmy, to zwracaliśmy na siebie uwagę. Ludzie zatrzymywali się by podziwiać urodę i suknię Panny Młodej. Gratulowali, życzyli szczęścia na nowej drodze życia, klaskali brawo. Ogólnie bardzo pozytywne uczucie towarzyszyło nam podczas tej całodziennej sesji.
Ale zaraz, zaraz... co z zachodem słońca? No otóż tego dnia totalnie zachód słońca nam nie wyszedł. Z powodu wysokiej temperatury w ciągu dnia nad horyzontem rozpościerała się mgiełka, która spowodowała, że spektakularnego zachodzenia tarczy słonecznej za widnokrąg nie było. Schowało się ono bowiem bardzo szybko i niespodziewanie, przez co było to nieudane zakończenie tego bardzo przyjemnego dnia.
|
|
|
|
|
|
Swoją dezaprobatę tym faktem wyraziliśmy na kilku zdjęciach. I tu po raz kolejny bym się zdenerwował, gdybym były turystą i zdecydował się przyjechać samochodem w to miejsce specjalnie dla zachodu słońca. Owszem, można trafić w sieci na piękne zdjęcia zachodów słońca nad Balos, ale w sezonie z powodu właśnie takiej mgiełki unoszącej się na horyzoncie częściej zobaczy się to, co my widzieliśmy tego dnia. A jeśli koniecznie chcecie zobaczyć piękne zachody słońca na Krecie, to zdecydowanie bardziej polecam Falassarnę, Elafonisi czy Wzgórze Proroka Eliasza. Znacznie łatwiej i bez problemów dojedzie się w te miejsca, więc nawet jak będzie słaby zachód słońca, to będziecie mniej tym faktem zniesmaczeni, wiedząc, że spokojnie się stamtąd wydostaniecie.
Wracając na parking już po zachodzie można podziwiać przepiękne czerwone skały, które naprawdę przyjemnie kontrastowały ze strojem Państwa Młodych. Niestety bardzo silny wiatr, który sypał nam piachem w oczy wcale nie pomagał w robieniu zdjęć.
W planach była jeszcze jedna sesja w Chanii, ale już po zmroku w przepięknie oświetlonych, wąskich uliczkach tego miasta, ale nie mieliśmy już na nią siły. Totalnie wyczerpani wróciliśmy do hotelu. Ja miałem tego dnia jeszcze nocne lotnisko i chociaż trochę trzeba było odpocząć. To był niezwykle ciężki dla nas dzień i podziwiam zarówno Emilkę za paradowanie w sukni w różnych trudnych warunkach, jak i Przemka za to, że znosił wszelkie nasze pomysły. Czego się nie robi, by żona była szczęśliwa.
|
|
Dla mnie był to też niezwykle udany dzień. Zwłaszcza, że mogłem go całego spędzić z przyjaciółmi. Dodatkowo zebrałem całkiem nowe doświadczenie w fotografowaniu, gdyż zawsze byłem (dalej jestem i pewnie dalej będę) amatorem, przez co nie lubiłem fotografować ludzi. Bałem się tego, jak wyjdą te zdjęcia, ale przeglądając je ostatnio uważam, że wyszły całkiem nieźle. Oczywiście główną przyczyną jest fakt, że były one robione w bardzo pięknych miejscach z przepiękną Panną Młodą i średnio-przystojnym Panem Młodym.
Cieszę się, że Młodzi mają fajną pamiątkę i chociaż tak mogłem zrekompensować im to, iż nie byłem przy nich w tym najważniejszym dla nich dniu. Jednocześnie dziękuje Emilko i Przemku, że przylecieliście na Kretę oraz zapraszam w kolejnym sezonie do siebie, gdziekolwiek będę. Dzięki również za to, że ten swój pierwszy raz (w nowej roli) mogłem przeżyć z Wami :)
P.S. Mam pozwolenie od Emilki na pokazanie tych zdjęć, więc je Wam pokazuję :) Jakby ktoś chciał kiedyś jakąś sesję i będę miał czas w sezonie, to zapraszam również.
Mieć sesję w takim otoczeniu to prawdziwy skarb, cudownie wyglądacie :)
OdpowiedzUsuńSuper sesja i piękne miejsca,miło było z Wami powspominać mój pierwszy raz na Krecie.Dzięki!!!
OdpowiedzUsuń