Na wstępie tego posta chciałem tylko powiedzieć, że to, co tu piszę, jest moją absolutnie subiektywną opinią. Nie chcę nikogo tutaj urazić, ale po prostu muszę się z Wami podzielić tym, co mnie ostatnio strasznie zaczęło denerwować w blogach podróżniczych i jakimś dziwnym trendzie, który zaczął się pojawiać wśród podróżników czy też osób za takich się podających. Kto nie chce czytać moich narzekań, niech po prostu przejdzie do innego posta :D
Przygoda z blogami podróżniczymi zaczęła się u mnie w momencie, gdy wróciłem z Erasmusa. Jak to na ogół w takich przypadkach bywa dorwał mnie wtedy dół przez to, że wszystko się skończyło. Że życie wróciło do normalności i opuściłem kraj, w którym zakochałem się po jednym semestrze studiowania. Zacząłem wtedy szukać w Internecie wszystkiego, co dotyczyło Portugalii i tak trafiałem na kilka blogów, które czytam i śledzę do dzisiaj. Dalekoniedaleko Ewy czy Całe życie w podróży Agnieszki, to blogi, których autorki opisywały ten kraj w taki sposób, że momentalnie poczułem się bardzo z nimi związany. Dzięki temu wiedziałem, że nie jestem jedyną osobą, na którą Portugalia tak wpłynęła. Dziewczyny piszą o niej z wielką pasją i miłością. To właśnie od nich zaczęła się także moja przygoda z blogami. To znaczy z ich czytaniem, bo jeszcze wtedy nie myślałem za bardzo, żeby samemu takiego bloga prowadzić. Swoje przeżycia z podróży i życia w różnych miejscach spisywałem do komputera w formie pamiętnika lub czasem i opowiadań. Przechowuję je zamknięte na hasło w czeluściach mojego dysku. Część z nich się pojawia od czasu do czasu tutaj w różnych fragmentach wspomnień, część jednak pewnie nigdy nie wyjdzie na jaw, ale to nie o tym teraz.
Z biegiem czasu natrafiałem na coraz to więcej blogów, których autorzy opisywali swoje podróże. Zakochałem się w podesłanym mi przez Adama blogu Joasi Składanek, gdzie młoda stewardessa opisywała miejsca, które mogła podziwiać dzięki swojej pracy. Mogłem przez to na chwilę przenieść się w inne regiony na świecie i odkrywać je razem z autorami postów. Podziwiałem samotne podróże autostopem z Pekinu do Polski, rowerowe przejazdy przez Azję, kilkutygodniowe wyjazdy wraz z małymi dziećmi czy szalone wyprawy dookoła świata z zerowym budżetem. Dostrzegałem, że czytanie o przygodach, odwiedzonych miejscach czy poznanych ludziach, przynosi mi bardzo dużo radości oraz pozwala oderwać się od zwykłej, szarej codzienności.
Od kilku lat jednak liczba blogów podróżniczych stale rośnie. Kto zaczyna podróżować, ten bardzo często momentalnie rozpoczyna pisanie bloga. Oczywiście nie ma w tym nic złego, że każdy chce podzielić się swoimi przeżyciami. Przecież pisać może każdy (nawet ja), ale tutaj pojawia się coś innego. Jak na przykład ktoś pojedzie na tygodniową podróż w jakieś miejsce, to momentalnie staje się specjalistą z danego regionu, państwa, miasta. Wie o nim wszystko i uważa, że zawsze jest tak, jak on to widzi. Nie opisuje swojej podróży w sposób subiektywny, tylko jako coś, co jest stanem faktycznym. Takich blogów nie lubię i momentalnie przestaję je czytać. Zdecydowanie już wolę, jak autorzy opisują swoją wyprawę, pisząc co jedli dzień po dniu, o której wstali i położyli się spać czy ile przejechali danego dnia. Są one pisane w formie pamiętnika, dziennika i ma to się znacznie bardziej ku temu, czym blog jest wg definicji. Jest to swego rodzaju zapis z podróży, który jest pokazany całemu światu. I mimo, że taki wpis może często nie jest ciekawy, bo nie przeżywamy tego tak bardzo. Jednak za taki post bardziej cenię autora, gdyż z pewnością dla niego to przeżycie było niezwykle wartościowe i sprawiło, że chce się on nim podzielić z innymi. Też jest bardzo często tak, że w momencie skończenia pisania pamiętnika z danej podróży, autor często przestaje prowadzić bloga. Nie czuje takiej potrzeby, gdyż zmienia się jego życie, nie ma czasu czy też z powodu innych czynników. I to jest jak najbardziej dobre i powiedziałbym zdrowe. Gorzej, jak blogi są prowadzone dalej na siłę i pisanie ich nie przynosi autorowi radości lub gdy spotkamy się z jeszcze gorszą sytuacją... gdy blogi prowadzone są czysto dla pieniędzy.
Wśród polskich blogów, które mają niesamowite osiągi i przynoszą zyski, jest kilka blogów typowo podróżniczych. Ich autorzy często zarabiają pieniądze na swoje podróże właśnie dzięki prowadzeniu blogów. Nie jest to broń Boże coś złego. Stwarza to jednak coś takiego, że właśnie blogujących ludzi jest coraz więcej i często jakość blogów spada na rzecz ich ilości. Liczba piszących rośnie i chcą oni osiągnąć ten sam sukces, co ich idole. Piszą, uczą się o pozycjonowaniu stron w internecie i liczą, że ich posty staną się pierwszymi w wyszukiwarkach internetowych. W związku z tym zmieniają ich wyglądy i dostosowują je właśnie pod wyszukiwarki. Bardzo często automatycznie jakość treści takich postów spada. Są jak dla mnie bezpłciowe, bez pasji. Tylko i wyłącznie napisane w taki sposób, by zawierały odpowiednie zdania, sformułowania, słowa kluczowe, które lubi google, bing czy jeszcze inne dziadostwo. I tak chociażby rodzą się listy.
Nienawidzę list! Czyli postów, gdzie autor wymienia kilka rzeczy, które trzeba zobaczyć, zjeść, itd. Na przykład: top 10 rzeczy, które musisz zobaczyć w Paryżu, top 5 potraw których musisz spróbować w Gruzji albo 5 najładniejszych plaż Krety Zachodniej. Tak, sam stworzyłem taki post :D Wszystko przez to, że sam zacząłem też czytać coraz więcej o SEO, czyli o pozycjonowaniu w internecie i byłem ciekaw czy rzeczywiście to tak działa, że momentalnie zwiększa się ruch na blogu oraz zwiększa się liczba odbiorców. I rzeczywiście. Działa. Jednak napisanie tego posta kompletnie nie przyniosło mi radości. Męczyłem się z nim i nie byłem z niego zadowolony, ale że był w miarę napisany właśnie pod pozycjonowanie, to go upubliczniłem. W ten sposób jednak wygląda mnóstwo blogów podróżniczych. Listy są wszędzie i jak je widzę, to dostaję gorączki. Najbardziej nie lubię tych list typu: top 10 miast na weekend czy top 10 państw do odwiedzenia w wiosnę. Widać na goły rzut oka, że są napisane tylko i wyłącznie pod wyszukiwarkę. By przykuć wzrok czytelnika, przyprowadzić go na blog. Jak się wpisze w wyszukiwarkę hasło "gdzie wyjechać na weekend", to pojawi się masa tego typu list. Ok, ludzie szukają takich informacji w necie i dlatego tego typu artykuły są na pierwszych miejscach, ale jak dla mnie bloggerzy tworzą takie listy tylko i wyłącznie po to, by być na topie. Liczą, że jak przyprowadzą więcej osób na blog, ktoś ich dostrzeże, zaproponuje współpracę, zarobią na blogu i dzięki temu będą szczęśliwi.
I tu własnie pojawia się problem, bo autorzy blogów zapominają o tym, po co zaczęli je pisać. No chyba, że piszą je od samego początku po to, by zarabiać na nich kasę i wtedy mają największą radość, jak wpływy z reklam są coraz większe czy jak mogą zaprezentować jakiś sprzęt turystyczny, który otrzymali od producenta w zamian za pozytywną reklamę na blogu. Dlatego cieszę się, że są jednak bloggerzy, którzy mimo coraz większego zainteresowania ich osobami, nie zmieniają stylu swojego pisania. Uwielbiam emocjonalne podejście do odwiedzanych miejsc Agnieszki czy porządną dawkę wiedzy na temat zabytków u Ewy. I nawet, jak od czasu do czasu zrobią jakąś listę, to im całkowicie wybaczam, bo te listy są napisane na wskutek ich subiektywnych opinii, a nie tego, że uważają, iż jest tak dla każdego. Łapiecie o co chodzi? :D
I tu własnie pojawia się problem, bo autorzy blogów zapominają o tym, po co zaczęli je pisać. No chyba, że piszą je od samego początku po to, by zarabiać na nich kasę i wtedy mają największą radość, jak wpływy z reklam są coraz większe czy jak mogą zaprezentować jakiś sprzęt turystyczny, który otrzymali od producenta w zamian za pozytywną reklamę na blogu. Dlatego cieszę się, że są jednak bloggerzy, którzy mimo coraz większego zainteresowania ich osobami, nie zmieniają stylu swojego pisania. Uwielbiam emocjonalne podejście do odwiedzanych miejsc Agnieszki czy porządną dawkę wiedzy na temat zabytków u Ewy. I nawet, jak od czasu do czasu zrobią jakąś listę, to im całkowicie wybaczam, bo te listy są napisane na wskutek ich subiektywnych opinii, a nie tego, że uważają, iż jest tak dla każdego. Łapiecie o co chodzi? :D
Kolejną rzeczą denerwującą dla mnie są nieprofesjonalne wpisy poradnikowe. Też jest tego mnóstwo w internecie i często sam z takich postów korzystam przed wyjazdem gdzieś. Jednak najpierw zaczynam research od przeczytania przewodników, gdzie znajduję przydatne informacje, które uzupełniam potem o te z internetu. I tu pojawia się problem. Wiele razy jest tak, że rok wydania przewodnika jest dość odległy, więc chcę owe informacje (np. ceny biletów do atrakcji turystycznych czy też ceny przejazdów z punktu A do punktu B) uaktualnić do najnowszych. Znajduję blog gdzie autor był w tym interesującym mnie miejscu pół roku temu i widzę post z praktycznymi informacjami na temat podróży. Zaglądam, a tam dokładnie takie same informacje, jak w przewodniku sprzed... 6 lat. Pierwsza myśl, że fajnie, bo ceny się nie zmieniły przez taki kawał czasu. Za chwilę jednak dostrzegam, że tekst ten już czytałem. Zaglądam do przewodnika i widzę, że post jest przepisany praktycznie słowo w słowo z owego przewodnika. Ręce opadają wtedy. No ale myślisz, że jak był tam pół roku temu, to po co by pisał taki post, jeśli się ceny nie zmieniły. Jedziesz i jeb! Ceny o 60% wyższe. To po co pisać takie posty? Cieszę się, jak ktoś pisze praktyczne wskazówki na temat jakichś miejsc na podstawie swoich własnych przeżyć. Fajnie się czyta również posty, gdzie autorzy konfrontują to, co można znaleźć w profesjonalnych przewodnikach z tym, co widzieli na żywo. I takich Bloggerów (wielka litera nieprzypadkowa) doceniam, śledzę i lubię. Mam do nich zaufanie i wiem, że jeśli byłaby potrzeba, to mogę się do nich udać po informację. Dlatego warto też czytać blogi ludzi, którzy nie tylko podróżują do danych miejsc, ale również takich, co żyją za granicą na co dzień. To jest wtedy największa skarbnica wiedzy czy informacji praktycznych, ale także i dzięki nim można najbardziej zobaczyć codzienne życie w danym miejscu, poznać zwyczaje i kulturę tamtejszych mieszkańców. Właśnie przez to śledzę chociażby takie blogi, jak: Luzomania - blog Janusza o Portugalii, KoloryKrety - Joasi o Krecie, bewildered in Morocco - Moniki o Maroku czy Mexico Magico - Oli o Meksyku.
Wiem, jak dużo czasu zajmuje prowadzenie bloga. Ile trzeba go poświęcić, by posty były ciekawe i przyjemne do czytania. Dodatkowo wybór i jakaś obróbka zdjęć, by to wszystko ładnie wyglądało. No i oczywiście zabawa od czasu do czasu w kodzie bloga, by działało, jak należy. Zajmuje to dużo czasu i doceniam Bloggerów, którzy tak pieczołowicie dbają o swoje blogi. Mam kilku faworytów, ale największym jest dla mnie w tej chwili Karol Werner, który prowadzi bloga Kołem Się Toczy. Jego posty naprawdę trzymają porządny poziom, ubarwione są przepięknymi zdjęciami, a historie przez niego opisywane czyta się z ogromną przyjemnością. Tacy bloggerzy jak on, powinni być właśnie najbardziej nagradzani, gdyż poświęcają naprawdę dużo czasu temu co robią (nawet Karol dokładnie to opisał w jednym ze swoich postów), nie zatracając przy tym swojej pasji i wyjątkowości. By uhonorować bloggerów, raz w roku organizowany jest przez onet konkurs na blog roku. I jak dla mnie czas,gdy trwa głosowanie na blogi, jest okropny. Mam wtedy ochotę odlajkować wszelkie blogowe fanpejdże. Wchodzę na facebook i widzę na tablicy tylko informacje by wysłać smsa o takiej i takiej treści, a wtedy autor bloga nie spadnie poniżej dziesiątego miejsca i załapie się do finału. W tym roku głosowanie trwa do 1 marca i im bliżej tego terminu, tym więcej tego typu ogłoszeń widzę. No szlag mnie trafia, bo nie po to lubię owe strony, by oglądać codziennie takie posty, a po to, by być na bieżąco z tym co się dzieje u moich ulubionych podróżników. Najwyraźniej u wszystkich w ostatnim czasie dzieje się to samo, czyli owy konkurs.
I tu wydaje mi się, że trochę się w tym wszystkim pogubili. Czy prowadzą blogi tylko i wyłącznie dla nagród czy prestiżu? Rozumiem, nagrody są całkiem fajne. No ale nie powinni ich dostawać osoby, które najgłośniej krzyczą i proszą o smsy, a właśnie bardziej osoby skromne, harujące nad tym co robią. Ludzie z pasją. Śmieszy mnie, jak ktoś się sam zgłasza do takiego konkursu. Wiadomo, próbuje wtedy wybić się. Ma taką potrzebę. Ale wg mnie zgłoszenia powinni dokonywać czytelnicy danego bloga, a nie on sam. Wydaje mi się, że wtedy można poczuć się naprawdę docenionym i prowadzenie bloga sprawi jeszcze więcej przyjemności. Oczywiście ktoś inny powie, że dopiero jak się sam zgłosi i zacznie ostro spamować postami o wygranie w konkursie, to wtedy poczuje się dowartościowany. Ok, każdy ma swój własny system wartości. Dla mnie jednak jest to trochę żenujące ;) Z drugiej strony, formuła tego konkursu troszkę tego od nich też wymaga. Bo jeśli nie powiadomią swoich fanów o tym, żeby na nich głosować, to nie przejdą do kolejnego etapu, gdzie już będzie oceniać ich "profesjonalne" jury. Przez to wszystko sprawdzana nie jest jakość bloga, a zdolności marketingowe jego autora. Praktycznie ze wszystkim teraz tak jest. Wyznacznikiem wartości człowieka stają się lajki na fejsie, subskrypcje i wyświetlenia. Często najbardziej popularni ludzie są ci, którzy tworzą największe gówno. Wydawać by się mogło, że bloggerów podróżniczych nie powinno to dotyczyć, gdyż mają oni dzięki swoim podróżom szeroko otwarte umysły i inaczej postrzegają wiele rzeczy. Jednak gdzieś temu pędowi również ulegają, w efekcie czego mam zaspamowaną tablicę prośbami o głosy...
Dodatkowym motywatorem do głosowania jest też to, że pieniądze z smsów przeznaczane są na fundację. Osobiście oddałem głos na jeden z blogów, który śledzę szczególnie w tym roku. Nadiavstheworld to blog dziewczyny, która akurat podróżuje dookoła świata, a więc spełnia marzenie, które u mnie wciąż pozostaje do realizacji. Takich ludzi właśnie cenię. Próbują oni realizować swoje marzenia i właśnie tym Anna Nadia mnie ujęła najbardziej.
Podsumowując, jest wiele blogów podróżniczych i coraz więcej ich powstaje. Niektórzy autorzy wkładają mnóstwo pracy w ich prowadzenie, inni mniej. Ważne jest jednak, by przede wszystkim pisanie sprawiało im radość, a żeby nie robili tego na siłę. Nie chcę udzielać tutaj jakichkolwiek rad, bo sam jestem słabym bloggerem i piszę tylko ze swojej wewnętrznej potrzeby. Jednak chciałbym, by inni autorzy blogów troszeczkę się nad tym zastanowili, po co zaczęli blogować i czy warto się dla fejmu zmieniać.
Dobra, koniec już mojego narzekania :D
Co mnie wkurza w blogach podróżniczych?
Reviewed by RepLife
on
16:16
Rating:
podoba mi się ! ja list nawet nie czytam i zauważyłam, że to jakaś plaga :-P fakt, googluje się. Niestety, czasem słabe artykuły googlują się lepiej niż te z naszej perspektywy ciekawe ( np. mam 3 art o Tilos i nikt ich prawie nie czyta, a szkoda. Nikt nie czyta bo nikt tam nie jeździ :D) Ja jestem internetową analfabetką i nie mogę nawet obczaić do końca o co chodzi z SEO i innymi trickami. Ludzie piszą z różnych powodów, ja zaczęłam bo pomyślałam sobie, że często szukam info o jakichś szlakach za granicą i nic nie ma ;-) Piszę dla przyjemności i dla zachowania wspomnień. Tylko....pomyśl, jak coś się dobrze googluje to ktoś trafi na Twojego bloga i może poczytać inne, bardziej wartościowe artykuły. Mimo, że pisze się dla siebie - fajnie mieć czytelników. Pamiętam jak się cieszyłam, kiedy pierwszy raz ktoś do mnie napisał na priv z jakimiś pytaniami ;-) Co do bloga roku - tez mam cały wall zawalony reklamami i już nawet na to nie patrzę. Ja zagłosowałam na bloga, który bardziej lubię....Ps. ciekawe czy pojeje się tu fala hejtu ;-) Amen!
OdpowiedzUsuńOczywiście, że niezwykle przyjemnie jest, gdy kto do Ciebie pisze z pytaniami. Wtedy czujesz, że to, co robisz, jest dobre. Tez to lubię i motywuje to do dalszego pisania. Ale niektórzy całkowicie przeginają z tym, co tu napisałem :D Hejtu nie będzie, bo i tak nikt nie czyta :D
UsuńUwielbiam listy - i czytać i układać, więc absolutnie nie zgadzam się, że wszystko pod SEO :)
OdpowiedzUsuńTo chyba pokazuje jak różne potrzeby i oczekiwania mamy w stosunku do tego co czytamy i to chyba nie tylko w stosunku do blogów. Dla mnie np. dwa z wymienionych przez Ciebie blogów jako fajne i inspirujące są nudne - co znowu pokazuje, że różnorodność jest potrzebna.
Nie narzekam na blogi podróżnicze - jak trafię na jakiś to decyduje czy mi się podoba czy nie. Jeśli mi się podoba to zostaję i nie mam na co narzekać, jeśli nie to już nie wracam i nie muszę narzekać :)
Zgadzam się z wypowiedzią Moniki.
OdpowiedzUsuńTworzenie list jak również ich czytanie jest bardzo pomocne w pogłębianiu wiedzy na temat odwiedzanych miejsc. Mnie to absolutnie nie wkurza. Natomiast brak wiedzy geograficznej i brak spradzenia podstawowych informacji dotyczących miejsca czy obiektów opisywanych w poście już tak. Pozdrawiam, Aneta
OdpowiedzUsuńO kurcze, zaczęłam czytać ten wpis przypadkiem zupełnym (postanowiłam w końcu zajrzeć na wszystkie blogi z listy blogów jaką znalazłam) a tu taka niespodzianka! Dziękuję, jestem naprawdę wzruszona!
OdpowiedzUsuńTo prawda zalewa nas fala blogów i niesprawdzonych informacji, sama się dałam nabrać kilkakrotnie. Mojego bloga pisuję sobie bardziej dla siebie, żeby pamietać, a jak się komuś spodoba to fajnie. Chyba nie chciałabym być sławną blogerką, bo za duża odpowiedzialność. Pozdrawiam Dee
OdpowiedzUsuńHej. bardzo dziękuję za miłe słowa. Staram się jak mogę! ;) Karol z kolemsietoczy.pl
OdpowiedzUsuń